Blisko pięć lat temu policjant z Gorzowa Wlkp. włamał się do telefonu służbowego ówczesnego rzecznika CBA Jacka Dobrzyńskiego. Dziś już wiadomo, że chodziło o numery polityków, prawników i dziennikarzy, które Dobrzyński miał w telefonie. Służby podległe wtedy Bartłomiejowi Sienkiewiczowi, szefowi MSW za rządów PO–PSL, w ten zakamuflowany i nielegalny sposób chciały szukać winnych afery taśmowej. Choć od ponad roku prokuratura i Biuro Spraw Wewnętrznych mają dowody na szeroko zakrojoną bezprawną inwigilację, dotąd nikt nie usłyszał zarzutów. Zamiast ścigać winnych, prokuratura w Szczecinie wszczęła drugie śledztwo w sprawie ujawnienia przez media informacji ze śledztwa – ustaliła „Rzeczpospolita".
Sprawa z włamaniem do telefonu Jacka Dobrzyńskiego „wysypała się" przypadkiem w 2016 r. – podczas śledztwa warszawskiej prokuratury, która badała, czy specjalne grupy w policji śledziły szefów BOR, CBA, AW i ABW, podejrzewając ich o inspirowanie afery taśmowej (sprawę opisała „Gazeta Wyborcza"). Choć stołeczny prokurator nie znalazł na to dowodów, ustalił ciekawą rzecz – policjant z Komendy Wojewódzkiej w Gorzowie 12 grudnia 2014 r. wystąpił o billingi z telefonu komórkowego Dobrzyńskiego. Interesował go tylko 10 października 2014 r., dzień po tym, gdy szef CBA Paweł Wojtunik zeznawał na tajnym posiedzeniu komisji ds. służb, że jest śledzony. Wyszło na jaw, że Dobrzyńskiego nielegalnie podłączono do śledztwa w sprawie zorganizowanej grupy przestępczej jako numer nieznany, tzw. enkę. Prokurator uznał, że nie ma ona związku z aferą taśmową, i wyłączył wątek do zbadania.
Śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez policjanta wszczęła gorzowska prokuratura w lipcu 2017 r.
Jak pisała „Rz" w 2018 r., funkcjonariusz w śledztwie zeznał, że wykonywał polecenie przełożonego – Marka B., naczelnika wydziału wywiadu kryminalnego. Kiedy okazało się, że sprawa sięga wysokich rangą policjantów, śledztwo ponad roku temu przeniesiono. Prowadzi je policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych KGP pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
Kiedy pobrano billingi Dobrzyńskiego, szefem gorzowskiej policji był Ryszard Wiśniewski, zaufany człowiek ówczesnego komendanta głównego policji nadinsp. Marka Działoszyńskiego (pochodzi spod Gorzowa i tam mieszka). Istnienie niejawnej i niezarejestrowanej, a więc nielegalnej, grupy wewnątrz policji odkrył na początku 2016 r. ówczesny szef policji gen. Zbigniew Maj. Jego audyt wykrył, że podsłuchy prowadzono w ramach innych śledztw wobec osób rzekomo nieznanych i na czas do pięciu dni. Nie widniały w rejestrze, dowody usuwano – przez skąpe ślady prokuratura (stołeczna) odmówiła śledztwa.