Debata o wymiarze sprawiedliwości sprowadza się obecnie do rozważań, kto jest pierwszym prezesem Sądu Najwyższego, którzy sędziowie przeszli w stan spoczynku czy też jak przebiegał konkurs na wolne stanowiska w SN. Bardzo mało mówi się o innych zagadnieniach, które mają równie duże, jeśli nie większe znaczenie dla zwykłego obywatela i jego spraw życiowych. Wymiar sprawiedliwości powinien bardziej niż sobą zajmować się troską o sprawiedliwość. Człowiek, który znalazł się w jego trybach dobrowolnie lub bez własnej woli, powinien mieć pewność, że rezultat postępowania, przeprowadzonego sprawnie i z zaangażowaniem, zakończy się sprawiedliwie, a więc każdy otrzyma to, co mu się należy.
Czytaj także: Skargi nadzwyczajne raczej nie zleją SN
Jednym ze środków wiodących do tego, wprowadzonym przy okazji zmian w SN, jest skarga nadzwyczajna. Daje ona możliwość wyeliminowania z obrotu prawnego orzeczeń sądowych, których wydanie naruszyło zasadę demokratycznego państwa prawnego urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej.
Ktoś mógłby zapytać, czy to możliwe, żeby w państwie definiującym siebie jako demokratyczne i prawne sąd wydał wyrok naruszający tę ważną konstytucyjną zasadę. Ktoś inny mógłby powiedzieć, że instytucja skargi nadzwyczajnej jest wymierzona w zasadę stabilności orzeczeń i stanie się kolejną instancją dla przegranych stron, które są oczywiście niezadowolone z zapadłych wyroków.
Kilka miesięcy obowiązywania ustawy o SN to wciąż za mało, żeby móc ocenić instytucję skargi nadzwyczajnej. Jest to tym bardziej trudne, że ta ustawa jest z innych względów ciągle przedmiotem różnych kontrowersji. Możliwe wydaje się jednak wskazanie już pewnych, kształtujących się powoli, trendów dotyczących skargi nadzwyczajnej. Tym bardziej że do SN trafiły już dwie. Pierwszą złożył rzecznik praw obywatelskich, drugą prokurator generalny. Obie dotyczą postępowania spadkowego.