Istotą pułapki Putina jest formalna polityczna akceptacja przez Kijów stanu rzeczy stworzonego przez Moskwę na Ukrainie w pierwszych miesiącach 2014 r. Chodzi o aneksję Krymu oraz inwazję na Donbas i jego faktyczne oderwanie od Ukrainy. W reakcji na rosyjską agresję Zachód nałożył na Rosję sankcje. Drogą do rozwiązania problemu oraz ewentualnego zniesienia sankcji miały być porozumienia mińskie, o których od samego początku było wiadomo, że Rosja ich nie zrealizuje – nie wycofa swych oddziałów z Donbasu, nie cofnie materialnego i politycznego wsparcia dla separatystów ani też nie przekaże Ukraińcom kontroli nad granicą Donbasu z Rosją. W tej sytuacji sankcje nie mogły być zniesione, bo to przecież Berlin i Paryż były gwarantami wykonania mińskiego (nie)porozumienia.
Urabianie Zełenskiego
Od początku sankcje dokuczały zarówno Rosji, jak i Zachodowi, w tym Niemcom i Francji. Wraz z dojściem do władzy Wołodymyra Zełenskiego te trzy kraje uznały, że jest szansa zakończenia polityki sankcji na rosyjskich warunkach. Nowy, niedoświadczony prezydent Ukrainy obiecywał przecież, że zakończy wojnę, która mocno obciąża gospodarkę i politykę jego państwa.
Zaczęło się więc urabianie Zełenskiego nowymi inicjatywami. Putin mnoży gesty „dobrej woli" i głośno liczy na to samo ze strony Kijowa. A to zgodzi się na korzystną dla Moskwy wymianę jeńców wojennych, a to odda to, co ukradł, czyli zagrabione i ograbione ze sprzętu jednostki ukraińskiej marynarki uprowadzone z Cieśniny Kerczeńskiej. Powróciła też tzw. formuła Steinmeiera, której ukrytym sednem jest samostanowienie Donbasu pod rosyjską kontrolą. Drogą do samostanowienia miałyby być wybory lokalne i daleko idąca autonomia. Jak to może wyglądać na terenach kontrolowanych przez Rosjan, wiemy choćby z polskiego doświadczenia.
Przedmiotowe traktowanie
Oprócz tradycyjnie prorosyjskiego Steinmeiera do akcji włączył się w ostatnich tygodniach prezydent Francji. Nie powiodło mu się z adoracją Trumpa, postanowił to sobie powetować na kierunku rosyjskim. Czyni więc Putina swym przyjacielem, podobnie trochę jak Trump próbował to czynić w stosunku do Kim Dzong Una. Wygranym też będzie ten drugi. Obaj prezydenci będą wkrótce próbować przekonać w Berlinie przywódcę Ukrainy do akceptacji tego planu. Wszystko wskazuje na to, że Zełenski mniej czy bardziej świadomie wchodzi w tę pułapkę. Gdy się ona zatrzaśnie, będzie za późno. Kłopoty, jakie z tego będzie mieć ukraiński prezydent u siebie w kraju, są dla nas drugorzędne, choć nie tak zupełnie nieistotne. Jesteśmy sąsiadami.
Niestety, obok europejskiego fanklubu Putina Kijów ma obecnie przeciw sobie także Biały Dom. Materiały i przesłuchania w tej fazie procedury impeachmentu wobec Donalda Trumpa wskazują jednoznacznie, jak instrumentalnie gospodarz Białego Domu podchodził do Zełenskiego i jak bardzo w swoim myśleniu o Ukrainie inspiruje się rozumowaniem Putina. Z pewnością podejście Trumpa ośmiela przywódców zachodnioeuropejskich do niekorzystnych dla Ukrainy przewartościowań ich podejścia do tego konfliktu. Jeśli Trump demonstruje sympatię dla Putina, dlaczego nie miałby tego robić Macron czy Steinmeier?