Po pierwsze, bunt wynika wprost z komunizmu i jego obalenia w Polsce. Przemiana ustrojowa jest swego rodzaju mitem założycielskim III RP. Większość młodych zdaje sobie sprawę z wagi tego wydarzenia. Problem w tym, że temat ten wyklucza młode pokolenie z dyskusji o Polsce i jej polityce postkomunistycznej. Starsi wciąż mocno żyją przeszłością, intronizowaniem i obalaniem bohaterów opozycji (np. Wałęsa/Kaczyński), podczas gdy młodzi z wiadomych przyczyn pozbawieni są głosu. Starsi deprecjonują poglądy i stanowiska młodych, ponieważ mają poczucie wyższości związane z przeżyciem okresu PRL.
Po drugie, przez wielu ludzi, którzy żyli w komunistycznej Polsce, Kościół jest utożsamiany z walką o wolność i jest to świętość niepodważalna. Młodzi ludzie naturalnie nie łączą Kościoła z wolnością, a często wręcz przeciwnie. Widzą zakłamanie, hipokryzję i układy z rządzącymi – nie tylko przez ostatnie pięć lat, ale przez 30 lat wolnej Polski. I wciąż nierozwiązane kwestie pedofilii. Dogmatyzm starszych niezamężnych mężczyzn na temat rodziny podsyca dotąd ukrytą, ale obecną niechęć do elit kościelnych. Kościół, mimo iż zauważa odejście młodego pokolenia od wiary, podejmuje absurdalne z punktu widzenia młodych kroki. Ganienie z ambon, pobłażliwe traktowanie młodych i przedstawianie się jako starszyzna (nasuwa mi się skojarzenie z biblijnymi faryzeuszami) jeszcze bardziej odpycha od Kościoła.
I po trzecie – Netflix; symboliczny przykład, który uosabia pewne dwójmyślenie starszych nt. młodych. Otóż pokolenie, które wyrosło w PRL, cel miało w dążeniu do Zachodu – ekonomicznie i kulturowo. Ich dzieci są w pewnym stopniu wyrazem rozczarowania tym, co zachodnie. Okazało się, że ten wcześniej wspaniały Zachód, teraz odbiera nam kulturę, tożsamość i nie jest taki fantastyczny.
Kolejną sprawą jest demografia. Myślę, że nie poświęca się jej wystarczającej uwagi w diagnozowaniu tego buntu, a mamy sytuację zupełnie bez precedensu w naszej historii. Starszych jest coraz więcej, a młodych coraz mniej. Politykę kształtują ludzie 60+. Wymownym faktem jest, że prezydent Andrzej Duda wygrał właśnie dzięki temu elektoratowi. Częsty zarzut ze strony starszych dotyczy biernej postawy młodych wobec polityki. Po części jest to prawda, ale może to wynikać z tego, iż młodzi żyją w przeświadczeniu wzmaganym przez kapitalizm, że ich los jest w ich rękach. W takiej sytuacji nie chcą „brudzić" swojego codziennego życia polityką, a swój byt postrzegają jako zależny wyłącznie od ich pracy. Ludzie 60+ bardziej pokładają swój los w polityce, ponieważ kwestie ochrony zdrowia i emerytur, które są dla ich bytu często kluczowe, są zależne od państwa. Efektem jest kraj rządzony przez starszy elektorat, który zawsze będzie bardziej konserwatywny i zachowawczy.
Brak reprezentacji politycznej także odgrywa niebagatelną rolę. Dość powiedzieć, że prezes koalicji rządzącej ma 71 lat. A nawet relatywnie młodzi politycy są w rzeczywistości przedstawicielami starego porządku. Zrobili kariery, nosząc teczki za szefami, są od nich zależni, nawet jeśli nie bezpośrednio, to pośrednio, traktując bardziej doświadczonych polityków jako mentorów i chcąc kultywować ich spuściznę.