Sytuacja w obozie władzy jest jasna. Przywódcą i arbitrem w wewnętrznych sporach pozostaje Jarosław Kaczyński. Nic nie wskazuje na to, aby zmienił on swój strategiczny plan, jakim jest zmiana ustroju Polski i skoncentrowanie olbrzymiej władzy w jednym ośrodku. Pełzająca rewolucja, rozpoczęta jesienią 2015 r., będzie kontynuowana ze wszystkimi opłakanymi skutkami dla naszego państwa i wspólnoty narodowej.
Nie lekceważę faktu, że ugrupowania wasalne Prawa i Sprawiedliwości istotnie wzmocniły swój stan posiadania w wyborach. Zbigniew Ziobro i Jarosław Gowin mają swoje ambicje i chcą mieć większe wpływy. W ostatecznym rozrachunku postąpią jednak tak, jak życzy sobie tego Jarosław Kaczyński, który zresztą doskonale umie realizować zasadę „dziel i rządź".
Nie wykluczam w przyszłości poważnego kryzysu w obozie Zjednoczonej Prawicy, ale z pewnością nie wydarzy się on po wyborach wygranych przez obóz Kaczyńskiego z rekordowym poparciem.
Nie będzie pana Kałuży
Opozycja ma jednak podstawy do nadziei i umiarkowanego optymizmu. Jest nim zwycięstwo w wyborach do Senatu. Nie wierzę, aby – po stoczeniu w wyborach bardzo twardej walki z kandydatami PiS-u – którykolwiek z senatorów opozycji zrobił polityczną woltę. Wszyscy są ludźmi z nazwiskiem, dorobkiem, a większościowy sposób wyboru senatorów powoduje ich szczególny związek z wyborcami.
Podejrzewanie któregokolwiek z nich o możliwość naśladowania radnego Wojciecha Kałuży z sejmiku śląskiego jest niestosowne. Bardzo irytuje mnie, gdy znany z prawości i mocnych przekonań senator Filip Libicki po raz kolejny musi zapewniać liberalne media, że nie zdradzi swych przekonań i wyborców. Przewaga w Senacie będzie miała dla opozycji znaczenie nie tylko symboliczne, ale także polityczne, i może wpłynąć na poprawę jej notowań w społeczeństwie. Obawiam się natomiast protestów wyborczych złożonych przez PiS w przypadku sześciu okręgów w wyborach do Senatu. Rozpatrywać je będzie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Składa się ona z sędziów wybranych przez niekonstytucyjną Krajową Radę Sądownictwa. Byłoby wielką naiwnością mieć zaufanie do ich bezstronności i niezależności. Wejście przez PiS na drogę unieważniania wyników wyborów, które PiS-owi się nie podobają, może okazać się pyrrusowym zwycięstwem. Polacy uznali, że co jak co, ale wolne wybory – także pod rządami PiS-u – będą decydować, kto rządzi w Polsce. Zamach na to święte prawo wzbudziłby oburzenie, zmobilizował społeczeństwo obywatelskie i nadał nową dynamikę opozycji przed wyborami prezydenckimi.