O solidarnym porozumieniu uwag kilka

Możemy się spierać, ale to, co nas różni, nie powinno uniemożliwiać porozumienia – na rocznicę wyborów 4 czerwca 1989 r. o doświadczeniu Solidarności przypominają słynny opozycjonista z czasów PRL oraz profesor UJ, który zachęca młodych humanistów by zgłębiali historię ruchu.

Publikacja: 03.06.2021 17:40

O solidarnym porozumieniu uwag kilka

Foto: Adobe stock

Jest taki rysunek Andrzeja Mleczki, na którym Bóg, tworząc świat, mówi do anioła: „A Polakom zrobimy kawał, umieścimy ich między Rosją i Niemcami". Krakowski artysta celnie oddał przekleństwo dominujące w naszym myśleniu: cokolwiek byśmy zrobili, jesteśmy skazami na klęskę. A skoro nie ma sukcesów, to nauczyliśmy się świętować klęski i z nich czerpać dumę, co dobrze oddają słowa „polegli z godnością" czy okrzyki kibiców po porażce „Polacy, nic się nie stało!". Tymczasem zdaniem niżej podpisanych nie ma żadnego fatum ciążącego nad Polską.

Jesteśmy jak inne narody, które mają jasne i ciemne strony historii. Mamy bohaterów, którym winniśmy szacunek i pamięć, ale też w naszym interesie narodowym jest, byśmy co najmniej tak jak klęski czcili nasze sukcesy. Uważamy, że ruch Solidarności, zrodzony w 1980 r., i jego następstwa to powód do dumy i niekoniecznie za każdym razem, kiedy o tym mowa, trzeba dzielić włos na czworo. Szkoda czasu na malkontenctwo. Wydaje się nam, że warto rozważyć, czy poczucie naszej dumy narodowej nie powinno być rozciągnięte także na nasze sukcesy. Tym bardziej że rodziły się one wtedy, gdy potrafiliśmy się porozumieć.

W wyniku porozumień powstał związek, a właściwie ruch społeczny Solidarność. Porozumienia Okrągłego Stołu doprowadziły do wyborów 4 czerwca 1989 r. i rozpoczęły proces, w którym Polska stała się suwerennym krajem. Jednak bitew nie wygrywają generałowie. Potrzebni są oddani sprawie żołnierze. Widać to dobrze w gargantuicznej pracy dr. Zbigniewa Bereszyńskiego, który w trzech grubych tomach zobrazował i opisał „Rewolucję »Solidarności« w województwie opolskim w latach 1980–1990". Z rozmaitych źródeł wyłania się mozolnie wykuwana niepodległość. Oto miara naszego sukcesu, na który złożyły się działania liderów związkowych, ale też tysięcy zapomnianych dziś ludzi. Tym, co napędzało ich do działania, była solidarność i wola porozumienia. Nie rościmy sobie pretensji do posiadania prawdy. Staramy się zrozumieć postawę innych, ale też chcemy pokazać, z czego wynika nasze widzenie świata. Zakładamy, że dialog może być dobrym wstępem do porozumienia.

Spode łba

Niniejszy tekst zrodził się z przemyśleń wynikających z naszych własnych doświadczeń. Związanych z pracą w strukturach NSZZ Solidarność w latach 80. Zbigniewa Bujaka jako szefa Regionu Mazowsze i członka prezydium Komisji Porozumiewawczej, działacza podziemnych struktur Solidarności, a potem uczestnika obrad Okrągłego Stołu oraz Bogusława Nierenberga, szeregowego członka związku, jednego z trojga dziennikarzy Radia Opole należących do NSZZ Solidarność, a potem profesora UJ, którego doktoranci zajmowali się m.in. strukturami Solidarności.

Wydało nam się interesujące spojrzenie na sprawy z perspektywy 1980 roku, jak i tego, co się stało później. Zwłaszcza że znowu jesteśmy podzieleni. Jedni głosują na tych, inni na tamtych. Patrzą na siebie spode łba, gotowi tych drugich utopić w łyżce wody.

Nasz głos nie ma być naiwnym apelem „kochajmy się"! To niemożliwe, ale możliwe jest to, o czym myślał, spacerując po ulicach Paryża, Adam Zagajewski, a co opisał w eseju „Solidarność i samotność". Rozważa w nim zadania literatury względem zbiorowości, powinności pisarza, obnaża mity, ale z tego błyskotliwego eseju wyziera samotność pisarza, który staje wobec zbiorowości i albo się jej ugnie, albo się z nią zmierzy w zgodzie z własnym sumieniem. Te rozważania Adama Zagajewskiego wydają się dobrym punktem wyjścia do rozmowy o kondycji tej części polskiej inteligencji, która w imię „świętych" mitów prze do konfrontacji, do podtrzymania mitu bohaterskiej śmierci nawet za cenę zdeptania godności tych po drugiej stronie.

Nie ma nic zdrożnego w różnych zdaniach, a konflikt wcale nie musi być wyniszczający. Amerykańska uczona Mary Parker Follet wskazywała, że dzięki konfliktom tworzy się napędzająca każdą zbiorowość ożywcza różnica zdań. Tylko co, jeżeli zbiorowość nie jest w stanie się porozumieć? Taki stan rzeczy – powiada M.P. Follet – jest w stanie zniszczyć każdą zbiorowość. Problem sprowadza się do tego, by umieć konflikty rozwiązywać. Wspomniana uczona wymieniała trzy sposoby na to: przez dominację, negocjację oraz integrację. M.P. Follet tę ostatnią formę rozwiązywania konfliktów uważała za najlepszą, każda ze stron uzyskuje bowiem coś ważnego dla siebie. Wygrana jednej osoby czy grupy nie oznaczała przegranej drugiej.

Ten sposób układania stosunków społecznych może przybierać rozmaite formy. Weźmy kwestię tolerancji. Jest rzeczą istotną, by już od najmłodszych lat uczyć dzieci takiej postawy. Jedna z metod wydaje się nam szczególnie ważka. Otóż pokazywane są dzieciom cztery fotografie. Na zdjęciach są dzieci o białym, czarnym, czerwonym i żółtym kolorze skóry. Różnica widoczna na pierwszy rzut oka, ale pytanie nie brzmi: „Co różni dzieci na fotografiach?", tylko „Co mają wspólnego?". Maluchy oglądające zdjęcia szybko znajdują wspólne cechy: „Rączki i uszy mają takie same!". Nagle się okazuje, że dzieci na fotografiach właściwie są takie same; jedyne, co je różni, to kolor skóry. Można go zignorować? Można, ale nie zawsze się udaje. By tak się stało, trzeba konflikt „wyprać" z emocji i uprzedzeń. Gdyby emocje i uprzedzenia wzięły górę, nigdy nie doszłoby do obrad Okrągłego Stołu.

„Wyprać" wzięliśmy w cudzysłów, bo na emocjach można zrobić kilka operacji. W negocjacjach trzeba nad nimi panować, aby nie ujawnić granicy naszych ustępstw. W politycznej rywalizacji trzeba je „odstawić na bok", aby dać pierwszeństwo chłodnemu planowaniu strategii i taktyki. Planując z kolei reformy konkretnej dziedziny życia społecznego, trzeba brać pod uwagę emocje tych, których owe reformy dotyczą. Przy Okrągłym Stole emocje mogły przekreślić wszystko – do rozmów zasiedli wrogowie, a mówiąc bez ogródek: kaci i ofiary. Stało się coś niezwykłego. W imię wartości największej, której na imię Polska, prześladowani nie epatują krzywdami, a przedstawiciele reżimu odkładają na bok nieufność do opozycji, którą latami prześladowali. To rzadkie chwile w historii każdego narodu i pamięć o nich nie powinna zginąć.

Nasz testament

Doświadczenie Solidarności z lat 1980/1981 pokazuje, jak masowy entuzjazm po podpisaniu Porozumień Sierpniowych może przekształcić się w twórczą reformę państwa. Wspomniana książka Zbigniewa Bereszyńskiego znakomicie ten proces dokumentuje. Znajdujemy w niej fotografie dokumentów, czyli oświadczeń statutowych władz Solidarności, portrety działaczek i działaczy, zdjęcia gazetek zakładowych i branżowych relacjonujących spotkania, na których debatuje się na temat reform konkretnego zakładu, branży, regionu. Razem składa się to na imponujący rozmachem obraz reform. Tak działo się w całym kraju. Te lokalne, branżowe, a nawet zakładowe projekty reform stały się podstawą do tworzenia regionalnych programów Solidarności. Równolegle trwał proces wyborów delegatów na regionalne zjazdy, a na nich, wybory na zjazd krajowy. Warto i trzeba uświadomić sobie, że były to wyborcze i programowe prace w dziesięciomilionowym ruchu. Dziesięć milionów to liczba całej ludności w niejednym kraju, a w PRL-u – jedna trzecia dorosłej ludności. Jej efektem był Program I Zjazdu NSZZ Solidarność. Uważamy ten dokument za jeden z najdonioślejszych w historii naszego kraju. W roku 2021 r. przypada okrągła 40. rocznica jego uchwalenia.

Tamte programowe spotkania, narady, projekty reform, przygotowania do zjazdu odbywały się w cieniu groźby sowieckiej interwencji. To, że nastąpi próba zdławienia Solidarności, było przez wielu z nas traktowane jako pewnik. Nie byliśmy tylko pewni, kiedy i jak będziemy zaatakowani. Wybory władz Solidarności i przewodniczącego były namiastką demokracji w naszym kraju. Nasz program stawał się rodzajem przesłania, testamentu naszego Ruchu, gdyby nasz byt został przerwany. Przewodniczenie pracom nad programem powierzono Bronisławowi Geremkowi. Był do tej roli znakomicie przygotowany. Znał i rozumiał Europę. Miał kontakty z dyplomatami i politykami tak z Europy, jak i reszty świata, w tym z USA. To dawało mu wiedzę i świadomość, że to, co robimy jako Solidarność, ma ogólnoświatowe znaczenie jako pozytywny przykład walki bez użycia przemocy. To, co najbardziej cenimy sobie w działaniach tamtego czasu, to fakt, że wszystko robiliśmy własnymi siłami, za własne pieniądze, własnymi ekspertami. Planując reformy, czerpaliśmy pełnymi garściami z doświadczeń Europy i świata. Najlepsi na świecie eksperci od zarządzania i finansowania – np. służby zdrowia – byli do naszej dyspozycji. Przekazywano nam doświadczenie i wiedzę o samorządzie lokalnym i budowie wymiaru sprawiedliwości, o systemach edukacji i polityce społecznej. Ta chęć, wola i umiejętność korzystania z najlepszych doświadczeń była konstytutywną cechą Solidarności.

Smok podnosi łeb

4 czerwca 1989 r. przystępowaliśmy do wyborów w naszym kraju, wiedząc, że rozpoczyna się proces odzyskiwania przez nas, obywateli, naszej Ojczyzny. Program wyborczy naszych kandydatów był właściwie emanacją Programu I Zjazdu Solidarności. Te wybory były wynikiem kontraktu Okrągłego Stołu. W ich wyniku powstał parlament (Sejm) konfederacki. Zwycięstwo obozu solidarnościowo-opozycyjnego otwierało drogi i drzwi do realizacji naszego programu w zgodzie z najlepszym solidarnościowym doświadczeniem i zbudowaną kulturą polityczną. Coś jednak poszło nie tak! Ale to już na inny tekst, a może na całą epopeję. Być może mogłyby się one zacząć od innej myśli poety Adama Zagajewskiego, który odkrył mechanizm pokonania „smoka totalitaryzmu", a którego tak celnie złożyła do grobu 4 czerwca 1989 r. Joanna Szczepkowska. Zagajewski pisał: „Można było sądzić, że kulturalne przezwyciężenie totalitaryzmu jest niemożliwe, gdyż wynalazł on rodzaj perpetuum mobile, diabelską machinę odsyłającą skierowane w nią strzały prosto w piersi łuczników (...). Smok został pokonany pewnej nocy, przez dziecko albo dziewicę, nie wiemy tego na pewno, w każdym razie zdechł (...). Nagle – tej nocy, kiedy dziecko (lub dziewica) pokonało potwora – zmieniła się zasadniczo sytuacja ducha. Totaliści wciąż mają miecze i czołgi, a także telewizor, ale stracili to, co najcenniejsze: już nikt nie wierzy w smoka".

Tak oto Adam Zagajewski nam przypomina, że mierzenie się z Duchem Czasu, jakiekolwiek nosiłby imię – nigdy się nie kończy. Wielu z nas sądziło, że 4 czerwca 1989 r. weszliśmy na drogę demokracji, z której nikt ani nic nas nie zawróci. Jakże się myliliśmy. Czy to oznacza, że dziś jeden błąd winniśmy zastąpić innym? Nic podobnego! Im dłużej będziemy przekonani, że to my jesteśmy strażnikami świętego ognia, a tamci inni to szkodniki – tym dłużej tryumfować będzie ów „totalitarny smok".

Bagaż solidarnościowych doświadczeń każe szukać rozwiązania naszych polskich problemów w porozumieniu, a nie walce. Dlatego winno nam patronować wspomnienie wyborów 4 czerwca, aniżeli nawet najpiękniejsze wojny. Nie mamy gotowych recept, jak wielu naszych polityków, którzy znają się na elektrycznych samochodach i globalnym ociepleniu; mamy jedynie przeświadczenie oparte na naszych życiowych doświadczeniach, że jako naród więcej zyskamy, szukając nici porozumienia, niż starając się par force wprowadzić to, co jedni uważają za słuszne. Na tej drodze na ma prostych i łatwych rozwiązań, nie ma gotowych recept, nie ma nieomylnych proroków. Jest nasze wspólne, mozolne szukanie porozumień. Chcemy wierzyć, że nie jest to głos wołających na puszczy. Że nie tylko my tak postrzegamy nasze wspólne polskie sprawy.

Powinniśmy się różnić

Utwierdza nas w tym także autor przywołanego już uprzednio trzytomowego dzieła „Rewolucja »Solidarności«...". Zbigniew Bereszyński, który był tejże rewolucji aktywnym uczestnikiem, a kiedy przyszły czasy Okrągłego Stołu, był jego przeciwnikiem. Uważał wówczas, że celem komunistów jest podzielenie opozycji, a przez to zmarnowanie szansy na historyczną niepodległość.

Lecz ten sam Zbigniew Bereszyński w wywiadzie dla lokalnego dziennika „nto" z 26 kwietnia 2021 r. mówi w sposób niebudzący wątpliwości: „To jest tragedia, że w partnerze do dyskusji nie widzi się partnera, tylko wroga, którego trzeba unicestwić. Jeśli nie fizycznie, to przynajmniej moralnie. Bo wtedy on nie ma prawa zabierać głosu. To jest przerażające. W »Solidarności« w jej wielkich czasach – w latach 1980–1981 – byli też członkowie partii. Czy ktoś im mówił: Wynoście się z »Solidarności«, nie macie tu nic do szukania? Nie było czegoś takiego. Dziś często brakuje elementarnej kultury politycznej. To jest groźne, że niektórzy chcą mieć monopol na prawdę. Historyczną i polityczną".

Niżej podpisani podzielają to przekonanie. Powinniśmy się różnić. Nie znaczy to jednak, że to, co nas różni, ma uniemożliwić porozumienie, ono bowiem jest w interesie nas wszystkich. Utwierdza nas w tym doświadczenie wyniesione sprzed 40 lat, kiedy rodziła się Solidarność – patronka wolności, ale też idei porozumienia.

Jest taki rysunek Andrzeja Mleczki, na którym Bóg, tworząc świat, mówi do anioła: „A Polakom zrobimy kawał, umieścimy ich między Rosją i Niemcami". Krakowski artysta celnie oddał przekleństwo dominujące w naszym myśleniu: cokolwiek byśmy zrobili, jesteśmy skazami na klęskę. A skoro nie ma sukcesów, to nauczyliśmy się świętować klęski i z nich czerpać dumę, co dobrze oddają słowa „polegli z godnością" czy okrzyki kibiców po porażce „Polacy, nic się nie stało!". Tymczasem zdaniem niżej podpisanych nie ma żadnego fatum ciążącego nad Polską.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Bluesky zamiast X. Czy nowa platforma będzie lepszym Twitterem? Mam wątpliwości
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Panie prezydencie, proszę dać Eisenbergowi polskie obywatelstwo
Opinie polityczno - społeczne
Chrześcijańskie spojrzenie na nową kadencję ustawodawczą w Unii Europejskiej
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Europo, koniec jeżdżenia na gapę!
Materiał Promocyjny
Ładowanie samochodów w domu pod każdym względem jest korzystne
felietony
Donald Trump przeminie, ale triumpizm zakwitnie. Tego chce lud