Prawo i Sprawiedliwość niejednokrotnie udowadniało, że potrafi wycofać się ze złych decyzji. Teraz partia wycofała się z kandydatur Elżbiety Chojny-Duch i Roberta Jastrzębskiego na sędziów TK, które ostatecznie zastąpiła kandydaturą prof. Jakuba Steliny, żeby zagwarantować Zbigniewowi Ziobrze obecność jego człowieka w Trybunale. PiS odwołało merytorycznie przygotowanych kandydatów na sędziów TK, a pozostawiło partyjnych nominatów, czyli Krystynę Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza, którzy mają teraz zamienić fotele partyjne na sędziowskie.
Ledwie kilka dni temu premier Mateusz Morawiecki mówił w swoim exposé: „Lepsze państwo to też lepszy wymiar sprawiedliwości". W kwietniu premier na Uniwersytecie Nowojorskim porównał status sędziów z czasów PRL do rozliczania kolaborantów po II wojnie światowej we Francji: „Dla mnie to jest taka sytuacja, którą możemy porównać z Francją w okresie post-Vichy", i dodał: „Sędziowie postkomunistyczni, postkomunistyczni kapitaliści i politycy postkomunistyczni zdobyli ten kraj". Z kolei w czerwcu w Białym Domu prezydent Andrzej Duda powiedział: „W polskim Sądzie Najwyższym znajduje się cała grupa sędziów, którzy orzekali jako sędziowie należący do komunistycznej partii", i zaznaczył, że orzekali oni nawet „w czasie stanu wojennego, skazując ludzi na więzienie na podstawie prawodawstwa komunistycznego". Prezydent i premier powinni teraz czerwienić się ze wstydu, zgadzając się na nominację na sędziego TK dla Piotrowicza, byłego prokuratora stanu wojennego, członka egzekutywy PZPR w Prokuraturze Wojewódzkiej i Rejonowej w Krośnie, w stanie wojennym autora aktu oskarżenia przeciwko działaczowi opozycji, w 1984 r. odznaczonego Brązowym Krzyżem Zasługi za „pilność i wydajność". Piotrowicz jest symbolem mrocznych czasów komunizmu i politycznego koniunkturalizmu. Jedyną jego zasługą dla obecnej władzy jest przejście na stronę PiS i wykonywanie politycznych poleceń Jarosława Kaczyńskiego równie gorliwie, co wcześniej komunistycznych dygnitarzy.
PiS przeprowadzało zmiany pod hasłem odpolitycznienia i dekomunizacji wymiaru sprawiedliwości. Nominacje dla „żołnierzy partyjnych" i wiernego komunistycznego aparatczyka przekreślają wiarę w szlachetne intencje władzy. Prezydent, przyjmując przysięgę od Piotrowicza i Pawłowicz, nie tylko zaszkodzi sobie przed wyborami, żyrując psucie TK, ale zaprzeczy też deklaracjom o reformie wymiaru sprawiedliwości. Czy rzeczywiście Andrzej Duda nic innego nie może zrobić?
Z prawnego punktu widzenia głowa państwa ma związane ręce i musi przyjąć przysięgę od nowych sędziów TK. Jednak prezydent był już w podobnej sytuacji i nie przyjął przysięgi od trzech prawidłowo wybranych sędziów TK przez Sejm VII kadencji. Prezydenta dotyka tragiczny konflikt racji. Są jednak sytuacje wyższej konieczności, a strażnik konstytucji nie powinien się godzić na psucie prawa i obyczajów. Duda powinien uniknąć przyjęcia przysięgi od Pawłowicz i Piotrowicza. Błędna decyzja będzie się prezydentowi odbijać czkawką, a Trybunał będzie jego wyrzutem sumienia.