Wraz z epidemią koronawirusa umarła nadzieja na pozbawienie władzy Beniamina Netanjahu – konstatuje izraelski dziennik „Haarec”, niezwykle krytyczny wobec premiera. Tak czy owak Izrael jest przykładem, w jakim tempie epidemia zmienia układ sił politycznych. Jeszcze niedawno liczono, że głęboki paraliż polityczny mogą przełamać jedynie czwarte z rzędu wybory parlamentarne. Trzy poprzednie, od kwietnia ubiegłego roku do marca tego roku, nie wyłoniły zdecydowanego kandydata na premiera.
Ale w sytuacji, gdy liczba chorych w państwie liczącym niespełna 9 mln mieszkańców zbliża się do 4 tys. i szybko rośnie, o żadnych wyborach nie może być mowy. O powadze sytuacji świadczy fakt, że zamknięte zostały synagogi, które działały nawet w czasach największego zagrożenia terrorystycznego.
W takich warunkach powstaje rząd porozumienia narodowego złożony z przedstawicieli przeciwnych ugrupowań politycznych. Na takie rozwiązanie zdecydował się przywódca bloku Niebiesko-Biali Benny Ganc. To on otrzymał po ostatnich wyborach od prezydenta misję utworzenia rządu. Jednak od soboty prowadzi intensywne negocjacje z Netanjahu na temat składu koalicyjnego rządu.
Wygląda na to, że zakończą się powodzeniem i Netanjahu będzie nadal premierem, a Ganc jego zastępcą. Taki układ miałby funkcjonować przez 18 miesięcy, po czym na stanowisku szefa rządu miałaby nastąpić zamiana.