Zewnętrzna forma duszpasterstwa młodzieży, jaką zaprezentowano podczas ŚDM, która próbuje naśladować popkulturę, jest zdecydowanie w guście protestantów, dla których forma modlitwy jest w zasadzie obojętna. Nie jest i nie była jednak nigdy obojętna dla katolika. Lex orandi, lex credendi.
Jeżeli ktoś uważa, że można łączyć drogę krzyżową z baletem i popisami akrobacji, a mszę św. z zabawą i tańcem, to dla każdego, kto rozumie, co jest tu istotą, jest to wręcz tragiczny przykład pomylenia pojęć i lekceważenia kultu. Bo istotą mszy nie jest ani „uczta", ani „pamiątka Zmartwychwstania", ani „celebracja wspólnoty", jak chcieliby modernistyczni teologowie, lecz właśnie bezkrwawa ofiara Jezusa Chrystusa, jaką składa On Bogu Ojcu.
Wielu ludzi zdaje się o tym zapominać. W ten sposób „wymywane" są ze świadomości dogmatyczne treści wiary, kruszy się fundament. Wiara zamienia się stopniowo w „uczucie", „przeżycie liturgiczne", „kulturę", „cywilizację" (oczywiście, proces ten jest rozłożony na wiele etapów, ale jego skutki oglądamy właśnie na własne oczy).
Wezwania do aktywizmu nie zagłuszą tej prawdy. Mylenie religii z euforią wywołane silnymi zbiorowymi emocjami, świecką zabawą z jej atrybutami, nie jest przypadkowe, nie wynika też z zaniedbań, jest konsekwencją projektu pozbawienie świata jego osi – krzyża Chrystusa.
Zgodnie z logiką przyjętych zasad ekumenizmu pokój na świecie „nie jest już postrzegany w oparciu o pojęcie jednej religii, lecz jednej cywilizacji, lub, jak kto woli, jednej naturalnej religii doświadczenia życiowego i immanencji", podkreśla Romano Amerio. W taką właśnie koncepcję zostali „wpisani" po śmierci Piusa XII wszyscy kolejni papieże.
Szczypta optymizmu
Na szczęście ekumenizm nie jest dogmatem, a ustalenia ostatniego soboru superdogmatem. Przypomniał to ostatnio abp Guido Pozzo, sekretarz Komisji Ecclesia Dei, zapowiadając możliwość włączenia wspomnianego powyżej Bractwa św. Piusa X w struktury kanoniczne Kościoła. Duchowni bractwa nigdy nie koncentrowali się na „doświadczeniu wiary", „radości bycia z drugim człowiekiem" i „zarażaniu entuzjazmem" innych, mniej radosnych katolików.
„Jeszcze mgliście, ale już także przeciętny, szary człowiek wyczuwa, że nie ma ze strony nowoczesności takiej obietnicy, która by nie została zdradzona" – pisał watykanista Vittorio Messori. „Na Wschodzie, podobnie jak na Zachodzie, umierają wszystkie bogi nowoczesności, które usiłowały zastąpić Boga, owe bóstwa nieustannego postępu, coraz powszechniejszego dobrobytu, nastania na ziemi królestwa wolności, sprawiedliwości, absolutnego pokoju. Dogorywają wszelkie inne fetysze, ulepione z gliny charakterystycznej dla kultury »nowoczesności«: odrzucenie grzechu i w konsekwencji — mit człowieka »dobrego z natury«, zepsutego jedynie przez źle zorganizowane społeczeństwo, dobroczynna wszechpotęga nauki i ekonomii, kierowanych przez »światłą« politykę...".
Widać aż nadto wyraźnie, że powrót do prawd niezmiennych, które niesie wiara katolicka, nauka Kościoła zawarta w dogmatach, jest koniecznością. Messori, pisząc o remedium na choroby współczesności, dodawał, że to, na co czekają rzesze, rozczarowane gorzkimi owocami niespełnionych obietnic świeckich proroków, jest Powrotem. Powrotem do tego co stare, a nawet najstarsze. Przede wszystkim do Ewangelii.
„Istnieje przepis" – dodawał włoski pisarz, cytując przyjaciela, historyka – „na to, jak być nowoczesnym, wręcz awangardowym, w Kościele, ale też poza nim. Wystarczy mocno trzymać się Tradycji, tej prawdziwej, nie porzucać towarzystwa starożytnych, czekać... Wcześniej czy później historia to ponownie odkryje, a ty, dzień wcześniej uważany za żywy anachronizm i reakcjonistę, zostaniesz okrzyknięty prorokiem, który umiał daleko sięgnąć spojrzeniem".
W sytuacji gdy prezentowany jest nam festiwal zniewieściałości, gdy Głowę Kościoła wita się sentymentalnym tangiem, a żegna przebojem zespołu „Queen", trzeba umieć docenić także klasyczny wymiar polityki naszych rządzących. Ich dyplomatyczne gesty w czasie ŚDM dalekie były od efekciarstwa. Mogły działać trzeźwiąco wobec niektórych poczynań rodaków.
Tak się pokazuje, że jest się człowiekiem wiary. Bo niezmieniona wiara katolicka – a w Polsce na szczęście zawsze istniały ogniska oporu, dobre parafie, rozmodlone siostry zakonne, przestrzegające reguły klasztory – niesie, tak przy okazji, wysoką kulturę, dyscyplinę moralną, odwagę cywilną, siłę przekonań, jednoznaczność, a także roztropność. Zdolność do czuwania nad tymi, którzy są nam powierzeni. Takt i kurtuazję wobec Głowy Kościoła. Odpowiedzialne wypełnianie obowiązków stanu.
A najbardziej obiecującym wydarzeniem ŚDM był niewątpliwie fakt obdarowania papieża Franciszka przez Andrzeja Dudę tomem „Quo vadis" Henryka Sienkiewicza.
Autorka jest niezależną publicystką. Przeprowadziła wywiad rzekę z premierem Janem Olszewskim „Prosto w oczy". Opublikowała także książki: „Patrząc na kobiety", „Rycerze wielkiej sprawy" i „Powrót pańskiej Polski"
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95