Sześćdziesiąt lat temu – dokładnie 3 marca 1956 roku – na Cementerio Del Sur w Caracas odbył się pogrzeb Jana Rogalskiego. Zmarłego ledwie dzień wcześniej na zawał serca, jowialnego, sądząc z fotografii, pracownika miejscowej Biblioteca Nacional na ostatni spoczynek odprowadzali ksiądz katolicki, żona wraz z dwójką nastoletnich synów i niewielkie grono znajomych.
Niektórzy pewnie znali Rogalskiego jako redaktora efemerycznego „Głosu Polaka w Wenezueli", aktywnego wśród lokalnego uchodźstwa. Smutna uroczystość nie wzbudziła jednak żadnego zainteresowania prasy: tej lokalnej, ale też wychodzących na obczyźnie pism polskich. Nikt przecież lub prawie nikt nie wiedział, że na ostatni spoczynek tak naprawdę odprowadzano Jana Emila Skiwskiego – wybitnego polskiego krytyka literackiego, eseistę, publicystę politycznego, tłumacza, świadka Katynia, ale także: człowieka zaocznie skazanego przez władze komunistyczne na karę dożywotniego więzienia za kolaborację z III Rzeszą. Człowieka, którego nazwisko było w kraju obłożone anatemą, a jego wydane przed II wojną światową książki wycofywane z bibliotek i niszczone.