Rada Nadzorcza Ekstraklasy SA postanowiła, że kluby są uprawnione do obniżenia wynagrodzenia o 50 procent, jednak do kwot nie niższych niż 10 tysięcy złotych (brutto lub netto, w zależności od rodzaju umowy).
Lepiej, żeby nie czytali tego ludzie, którzy nie mają co do garnka włożyć, bo nawet przed epidemią mogli o takiej kwocie pomarzyć. Teraz wszyscy będą zarabiać mniej. Wydarzyło się coś nieprzewidywalnego i trzeba dać sobie z tym radę. Jak zawsze, bogaci będą biedniejsi, a biedni mogą nie przeżyć.
Ma rację Zbigniew Boniek, mówiąc, że PZPN to nie jest bank pożyczający pieniądze klubom. Związek pomaga w inny sposób. Kluby są spółkami akcyjnymi, mają swoje zarządy i rady nadzorcze. W wywiadzie dla „Rz" prezes powiedział coś, co obrazuje stan naszego futbolu: „W polskich klubach rządzą piłkarze, a nie prezesi" oraz: „Nie gramy dopiero od dziesięciu dni, a już słyszymy o tym, ile klubów jest na krawędzi upadku. Przecież to dramatycznie świadczy o ich zarządzaniu".
Piszę o tym od lat, ale nie przypuszczałem, że będę miał satysfakcję w tak smutnych okolicznościach. Mogę więc powtórzyć, że większość właścicieli klubów ligowych widzi w nich wyłącznie interes. Serca to tam nie ma. Uważają, że jak zrobili majątek w rozmaitych branżach, niemających ze sportem nic wspólnego, to w piłce też dadzą sobie radę i jeszcze zdobędą sławę. Albo rządzą sami, albo namaszczają na prezesów znajomych. Oni też na ogół nie znają się na materii, którą mają zarządzać, więc zatrudniają współpracowników. W najlepszym wypadku fachowiec w klubie ligowym pojawia się dopiero na poziomie dyrektora sportowego i trzeba jeszcze mieć szczęście, żeby trafić na uczciwego dyrektora. Chociaż czasami uczciwy tylko przeszkadza.