Premier założył, że jeśli podporządkuje Partię Konserwatywną, ugrupowanie potrafiące do tej pory łączyć wiele nurtów, tylko jednemu celowi - wyjściu kraju z Unii - stanie się w oczach wyborców wiarygodny. To przyciągnęło do niego wielu tradycyjnie głosujących na Partię Pracy Brytyjczyków, którzy byli zmęczeni ciągłym hamletyzowaniem w sprawie integracji z Unią lidera laburzystów Jeremy'ego Corbyna. Tym bardziej, że brytyjska opinia publiczna, a wraz z nią i cały świat, miały serdecznie dosyć niekończących się debat w Izbie Gmin o Brexicie, których sens już tylko specjaliści potrafili rozszyfrować.
Mamy więc największe zwycięstwo torysów od Margaret Thatcher. Oznacza przede wszystkim, że 31 stycznia Wielka Brytania opuści Unię. Do tego czasu premier bez trudu zdoła bowiem przeprowadzić ratyfikację w parlamencie porozumienia, które dwa miesiące temu udało mu się wynegocjować z Brukselą. Do końca przyszłego roku będzie jeszcze obowiązywał okres przejściowy, ważny m.in. dla uregulowania przez Polaków swojego statusu na Wyspach czy dla polskich przedsiębiorstw robiących biznes na Wyspach.
Jak dalej Johnson będzie chciał ułożyć sobie stosunki z Unią, na razie nie bardzo wiadomo. Jego doradcy mówią, że na tym etapie ważny jest fakt odzyskania po blisko pół wieku udziału w europejskim projekcie “wolności demokratycznego wyboru” i “suwerenności parlamentu”. Już samo to najpewniej da nowemu premierowi dobre dwie kadencje na czele rządu.
Oddalenie ryzyka twardego, bezumownego brexitu jest dobrym punktem wyjścia do ułożenia poprawnych relacji między Londynem i Brukselą, rzecz niezwykle ważna w kontekście bezpieczeństwa. W czasach, gdy stosunki transatlantyckie są napięte a Rosja coraz bardziej agresywna, Europa nie może pozwolić sobie na izolację jednej z dwóch obok Francji potęg zachodniej części naszego kontynentu.
Ale perspektywę utrzymania się długo u władzy zapewnia Johnsonowi nie tylko sukces przeprowadzenia brexitu. Te wybory okazały się spektakularną porażką Corbyna. Pozostawiają Partię Pracy w szoku. Nie bardzo wie, którędy ma teraz iść do przodu. “Trzecią drogę” Tony Blaira, próbę pogodzenia ambicji socjalnych z liberalizmem gospodarczym Margaret Thatcher, skompromitował już 10 lat temu kryzys finansowy. Radykalizm Corbyna, który miał być na to odpowiedzią, poniósł klęskę w ten czwartek. Jednocześnie laburzyści nie potrafili określić się w sprawie integracji, zniechęcając do siebie wielu wyborców. To może okazać się problem, którego nie da się przełamać jeszcze przez wiele lat.