Marine Le Pen. W Pałacu Elizejskim czy w więzieniu?

W lutym sędzia Bénédicte de Perthuis zdecyduje, czy pozbawić liderkę Zjednoczenia Narodowego (ZN) prawa do udziału w wyborach prezydenckich w 2027 roku.

Publikacja: 14.11.2024 17:09

Marine Le Pen

Marine Le Pen

Foto: Reuters/Stephanie Lecocq

Marine Le Pen sprawę traktuje bardzo poważnie. Prawniczka z wykształcenia, od dziewięciu tygodni stawiała się w paryskim sądzie, gdzie toczył się proces w sprawie defraudacji przez francuską skrajną prawicę funduszy Parlamentu Europejskiego. Nie tylko sama starannie odpowiadała na zarzuty prokuratury, ale z uwagą słuchała też wystąpień każdego z pozostałych 24 oskarżonych, nieraz podpowiadając im, co mają powiedzieć, albo kwitując ich celne, jej zdaniem, riposty znaczącym „voilà!” (tak jest!). 

Jednak od paru dni Le Pen zmieniła strategię. Uznała, że ani sąd, ani prokuratorzy nie grają czysto. I zaczęła jasno deklarować, że chodzi im tylko o jedno: pozbawienie jej możliwości udziału w wyborach prezydenckich w maju 2027 roku.

Czytaj więcej

Michel Barnier na łasce Marine Le Pen

W środę późnym wieczorem podejrzenia liderki się potwierdziły. Prokuratorzy Nicolas Barret i Louise Neyton zażądali bardzo surowych kar wobec Le Pen. Chcą, aby została skazana na pięć lat więzienia, w tym dwa w zawieszeniu, a być może dwa razy dłużej, jeśli sąd uwzględni jej rolę jako szefowej organizacji zaufania publicznego. Dodatkowo miałaby ona zapłacić 300 tys. euro (1 mln euro w razie uznania okoliczności obciążających przez sąd). Najważniejszy jest jednak postulat, aby Le Pen przez pięć lat nie mogła sprawować funkcji politycznych.

– W tym wszystkim chodzi tylko o jedno: aby pozbawić 11 mln Francuzów (głosujących na ZN w wyborach parlamentarnych w lipcu) prawa do poparcia swojego kandydata – oświadczyła, wychodząc z sądu, Marine Le Pen. 

Jeśli Le Pen zostanie skazana, zwycięstwo w wyborach mamy w kieszeni – zapewnia „Rz” jej były narzeczony Louis Aliot

Louis Aliot, dziś numer dwa w ZN, mer Perpignan i przez wiele lat narzeczony Le Pen, mówi „Rzeczpospolitej”: „Nie wyobrażam sobie, aby sędziowie poszli za oczekiwaniami prokuratury. Pozbawienie Marine prawa do startowania w wyborach to byłaby ogromna odpowiedzialność. Wówczas w wyborach w 2027 roku nasz kandydat wygrałby przytłaczającą większością. Le Pen nigdy nie była skazana, nie było tu też osobistego wzbogacenia się. Zarzuca się jedynie niewłaściwe wykorzystanie środków. Sędziowie zawsze przyjmują łagodniejsze orzeczenia, niż tego chce prokuratura”. Przyznaje jednak, że teoretycznie i on mógłby stracić merostwo Perpignan. 

W tym wszystkim chodzi tylko o jedno: aby pozbawić 11 mln Francuzów [głosujących na jej partię, Zjednoczenie Narodowe, w wyborach parlamentarnych w lipcu] prawa do poparcia swojego kandydata – oświadczyła, wychodząc z sądu, Marine Le Pen

Prokuratorzy uważają jednak, że ZN stworzyło „system” nielegalnego finansowania partii. Chodzi o lata 2004–2014, kiedy asystenci pracujący tak naprawdę dla partii we Francji otrzymywali pieniądze jako asystenci eurodeputowanych ugrupowania.

Każdy taki eurodeputowany miał do dyspozycji na ten cel 21 tys. euro miesięcznie. Parlament Europejski nie interesował się przeznaczeniem tych środków, dopóki nie podjął tej kwestii ówczesny przewodniczący PE Martin Schulz. Zdaniem prokuratorów instytucje unijne poniosły z tego powodu szkody na 4,5 mln euro, z czego około 1 mln euro ZN już zwróciło. 

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Macron tańczy pod muzykę Marine Le Pen

Agencja prasowa AFP obliczyła, że gdyby Le Pen odwołała się do dwóch wyższych instancji sądowych, najpewniej ostateczny wyrok zapadłby już w drugiej połowie 2027 roku, a więc po wyborach prezydenckich. Tyle że prokuratorzy wystąpili o zastosowanie „tymczasowego” zakazu sprawowania urzędów publicznych natychmiast. Gdyby sąd poszedł za tym rozumowaniem, Le Pen od razu znalazłaby się na marginesie francuskiego życia politycznego. 

W 2016 roku zaczęły obowiązywać przepisy, które wprowadzają automatyzm pozbawienia prawa udziału w życiu publicznym osób, które dopuściły się defraudacji środków publicznych. Nie mogą one co prawda mieć zastosowania wstecz, jednak część prawników uważa, że jako datę zamknięcia sprawy ZN należy przyjąć rok 2016, gdy europarlament ostatecznie rozliczył wydatki ugrupowania Le Pen. 

Gdy Marine Le Pen słuchała mowy prokuratorów, Jordan Bardella promował swoją książkę

Za podobne przewinienie lider liberalnego Modem (sojusznik Emmanuela Macrona) François Bayrou został uniewinniony z powodu braku pewności, że był świadom nagannego procederu. Jego współpracownicy otrzymali kary w zawieszeniu.

Wskazuje się także, że skazany za fikcyjne zatrudnienie swojej żony Penelope lider konserwatywnych Republikanów François Fillon nie został pozbawiony prawa do udziału w wyborach prezydenckich w 2017 roku. 

Wiadomość o wnioskach prokuratury wywołała więc szok w radykalnych środowiskach nad Sekwaną. Éric Zemmour, rywal Le Pen na skrajnej prawicy, uznał na platformie X: „Jeśli Marine Le Pen zostanie pozbawiona prawa do udziału w wyborach, wejdziemy w bezprecedensowy poziom rządu sędziów. Niezależnie od różnic, które nas dzielą, to z pewnością nie do wymiaru sprawiedliwości należy określanie, kto może być kandydatem w wyborach prezydenckich”. Z Le Pen nie solidaryzują się jednak politycy głównego nurtu, poza byłym ministrem spraw wewnętrznych Géraldem Darmaninem. 

Dwuznaczną postawę zajął formalny lider ugrupowania Jordan Bardella. W chwili, gdy Le Pen słuchała mowy prokuratorów, podpisywał on w Brukseli swoją książkę „O co walczę” („Ce que je cherche”) w lokalu udostępnionym mu przez Viktora Orbána. 29-letni polityk, który nawet nie skończył studiów, a całą karierę zawdzięcza Le Pen, mógłby teoretycznie kandydować na jej miejsce w wyborach prezydenckich, bo francuskie prawo nie przewiduje tu ograniczeń wiekowych dla pełnoletnich obywateli kraju. 

Najnowsze sondaże wskazują, że już w pierwszej turze wyborów prezydenckich Le Pen dostałaby od 35 do 40 proc. (zależnie od kontrkandydatów). Na serio mógłby z nią rywalizować jedynie były premier Macrona Édouard Philippe (23–31 proc.). Lider socjalistów Raphaël Glucksmann mógłby liczyć na 8–10 proc. poparcia. W drugiej turze Le Pen wygrywa jednak z każdym kontrkandydatem. Ale właściwie taki sam wynik ma Bardella. 

Marine Le Pen sprawę traktuje bardzo poważnie. Prawniczka z wykształcenia, od dziewięciu tygodni stawiała się w paryskim sądzie, gdzie toczył się proces w sprawie defraudacji przez francuską skrajną prawicę funduszy Parlamentu Europejskiego. Nie tylko sama starannie odpowiadała na zarzuty prokuratury, ale z uwagą słuchała też wystąpień każdego z pozostałych 24 oskarżonych, nieraz podpowiadając im, co mają powiedzieć, albo kwitując ich celne, jej zdaniem, riposty znaczącym „voilà!” (tak jest!). 

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala
Polityka
Obiekt w Polsce na liście "priorytetowych celów” Rosji. "Wzrost ryzyka"
Polityka
W przyśpieszonych wyborach SPD stawia na Olafa Scholza. Przynajmniej na razie
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Sterowana przez Rosję Abchazja walczy o resztki wolności