12 listopada, dodatkowe święto państwowe z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości, miało być podwójnie nietypowe, bo jednorazowe i z otwartymi sklepami. Senat jednak z przygotowanej niespodziewanie przez PiS i błyskawicznie uchwalonej przez Sejm ustawy wykreślił punkt pozwalający na handel tego dnia. – Ma to być radosne, wolne od napięć święto, ale dla wielu grup będzie może liczeniem strat. Firmy mówią o paru miliardach, nie licząc strat z tytułu zmiany organizacji, te są niewymierne – ostrzegał senator Jan Rulewski z PO.
Ustawa wróci teraz do Sejmu, który najbliższe posiedzenie rozpoczyna 7 listopada. Nawet jeśli poprawki zostaną rozpatrzone pierwszego dnia i ustawę od razu podpisze prezydent (który wszak ma na to 21 dni), firmy handlowe dowiedzą się o ostatecznej decyzji zaledwie cztery dni przed nowym świętem.
– To absurd, zamieszanie i utracone obroty. Nie można w takim trybie zarządzać gospodarką – komentuje jeden z analityków handlu. Według szacunków jeden dzień z zamkniętymi sklepami to spadek obrotów o ok. 1 mld zł. I kolejny problem sektora już zmagającego się z zakazami.
Centra tracą klientów
Od marca, czyli od początku obowiązywania ustawy ograniczającej handel w niedzielę, klientów ubywa – zwłaszcza w centrach handlowych. Do połowy października w 120 badanych centrach było ich ponad 9 mln mniej niż w tym samym okresie rok temu – wynika z badania Retail Institute, udostępnionego tylko „Rzeczpospolitej". – Od momentu wejścia w życie zakazu centra handlowe straciły ponad 15,7 mln klientów robiących do tej pory zakupy w niedzielę, ale część z nich zmieniła nawyki zakupowe, wybierając się do galerii między poniedziałkiem a sobotą – wyjaśnia różnicę Anna Szmeja, prezes Retail Institute.