Jeżeli będziemy musieli drukować pieniądze, złoty stanie się bardziej narażony na niebezpieczeństwa niż np. euro. Gdybyśmy byli w strefie euro, to bym się mniej obawiał niekonwencjonalnych metod działania banku centralnego. Jak za daleko się posuniemy, to złoty może się osłabiać. Chociaż, jak na razie, zachowuje się dość przyzwoicie.
Kto okaże się przegranym kryzysu?
Może się okazać, że będą nim kraje najsłabsze, tzw. trzeciego świata, o którym to pojęciu zapomnieliśmy. Jak ktoś ma silne państwo, silne instytucjami, przestrzeganiem prawa, zaufaniem obywateli, jak w Szwecji czy Szwajcarii, to wygra. Tam, gdzie nie przestrzega się reguł, panuje tzw. tupolewizm, może przegrać. Ale niekoniecznie musi być to Polska.
Czy to początek końca globalizacji?
Nie jestem w stanie sobie wyobrazić rezygnacji z globalizacji, ale wielu rzeczy sobie nie mogę wyobrazić. Może się nam ona trochę zmienić. Firmy będą dbały, by łańcuchy dostaw były bliższe np. w Europie. Być może Chiny przestaną być fabryką świata. Z drugiej strony Chiny jako kraj dyktatorski mogą łatwiej radzić sobie z takimi kryzysami.
Po kryzysie to już będzie inna gospodarka?
Na pewno osłabi się skłonność do podejmowania ryzyka, a to oznacza, że będziemy mieli mniej dynamiczną światową gospodarkę. Mniejsza będzie też skłonność do konsumpcji. Pewnie będą się cieszyć ci, którzy walczą z nadmierną emisją CO2 i zmianami klimatycznymi.
Ale po poprzednim kryzysie też wydawało się, że zmienią się nasze zachowania i zmaleje skłonność do ryzyka. A tak się nie stało. Finansowa beztroska szybko powróciła. Nie jestem tu zbytnim optymistą.
Kryzys osłabi czy wzmocni Unię?
Aż strach o tym mówić. Z jednej strony to szansa, by wykonać kolejny skok w integracji. Z drugiej zaś politycy krajowi zawsze będą obciążać Unię za swoje niepowodzenia i traktować jak chłopca do bicia. Już słychać narzekania, że nie ma wspólnego działania antyepidemiologicznego, ale zapomina się, że nie daliśmy Unii odpowiednich uprawnień. Denerwuje mnie też to ciągłe powtarzanie, jacy jesteśmy wspaniali w walce z koronawirusem na tle innych krajów. A to nieprawda.
Nagle obudziliśmy się i zorientowaliśmy, że służba zdrowia jest częścią gospodarki i to ważną częścią. Słabsza służba zdrowia to konieczność dłuższego trzymania gospodarki w zamrożeniu.
Inaczej też możemy spojrzeć na strefę euro. Gdybyśmy w niej byli, to niekonwencjonalne działania antykryzysowe, polegające na pośrednim finansowaniu różnych wydatków przez bank centralny, byłyby mniej ryzykowne. Bylibyśmy częścią większej całości, bardziej stabilnego rynku walutowego. Nie jesteśmy, bo nie chcieliśmy.