W czwartek ma dojść do spotkania Komisji Nadzoru Finansowego z przedstawicielami Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami dotyczącego kształtu modelu dystrybucji funduszy. Przypomnijmy, że do gruntownej zmiany doszło blisko rok temu, gdy KNF opublikowała stanowisko dotyczące tzw. zachęt. W skrócie chodziło o to, aby pośrednicy w sprzedaży funduszy otrzymywali od TFI zwrot kosztów za usługi poprawiające jakość obsługi klientów, a nie, jak dotąd, część środków z opłaty stałej za zarządzanie funduszem. Pomysł ten jednak w wielu przypadkach sparaliżował współpracę między TFI a dystrybutorami. Narosły bowiem wątpliwości przy stosowaniu nowych zaleceń, które we wrześniu w kolejnym dokumencie wyjaśniał nadzór.
Od dłuższego czasu branża funduszy i pośredników apeluje o gruntowne zmiany. TFI chciałyby odejść od modelu zachęt i wprowadzić w Polsce rozwiązanie podobne jak w wielu krajach zachodnich, czyli model luksemburski. Ich zdaniem model, w którym część opłaty stałej za zarządzanie trafia do TFI, a druga część do dystrybutora, jest lepszy, prostszy, znowu będzie też zachęcający dla dużych pośredników, takich jak banki, do utrzymywania otwartej oferty funduszy. Przedstawiciele TFI nieraz alarmowali, że trudności przy dystrybucji „polskich" funduszy inwestycyjnych prowadzą do preferowania w sieciach sprzedaży funduszy zagranicznych z licencją z Luksemburga, bo są one prostsze w rozliczaniu się. I coś w tym może być, bo – jak wynika z danych serwisu analizy.pl, na podstawie informacji od czterech zagranicznych firm (BlackRock, Schroders, Franklin Templeton, BNP Paribas IP) – w całym 2018 r. saldo sprzedaży było 338 mln zł pod kreską, a po dwóch kwartałach tego roku – 127 mln zł netto.
W czwartek w sprawie zasad współpracy TFI i dystrybutorów mają się odbyć kolejne konsultacje między nadzorem i IZFiA. Dotarliśmy do propozycji KNF, które pewnie nie do końca spełniają oczekiwania TFI, jeśli chodzi o samą dystrybucję, bo skupiają się głównie na kwestii kosztów. Jak zaznacza KNF, nowy model dystrybucji powinien być nakierowany m.in. na ochronę inwestorów, w szczególności poprzez ograniczenie obciążania ich aktywów nadmiernymi, nieproporcjonalnymi w stosunku do podniesienia jakości świadczonych usług kosztami i opłatami, a także na zachęcanie inwestorów do długoterminowego oszczędzania, zapewnienie klientom dostępu do szerokiej oferty instrumentów emitowanych przez podmioty spoza grupy dystrybutora oraz propagowanie usługi doradztwa inwestycyjnego. Przede wszystkim klienci mogliby bezpośrednio ponosić opłaty za usługi dystrybutora poprawiające jakość obsługi. „Przyjęcie modelu, w którym klient, będący odbiorcą usługi, płaci za nią bezpośrednio dystrybutorowi, pozwoli na zachowanie pełnej przejrzystości zarówno charakteru, jak i wysokości opłat za te usługi" – zauważa KNF. Przy takim rozwiązaniu opłaty od klientów oczywiście nie podlegałyby zapisom o tzw. zachętach, które były solą w oku branży funduszy. „W praktyce, nabywając jednostki uczestnictwa, klient powinien otrzymywać jasną, rzetelną i niewprowadzającą w błąd informację o zakresie, charakterze i wysokości opłaty za usługi. Na tej podstawie powinien on podjąć decyzję o tym, czy i w jakim zakresie chce korzystać z usług danego dystrybutora" – podkreśla Komisja.
Na całkowite odejście od zachęt jednak się nie zanosi, bo o ile opłaty od klientów są wyłączone z tych przepisów, o tyle inne środki przekazywane dystrybutorom przez TFI już nie. Mogą nimi być np. określone grupy kosztów operacyjnych, natomiast te zapisy będą jeszcze precyzowane.