Skąd ta rezerwa? Pierwszy powód to budżet. Dokładnie dzień przed Wigilią rząd przyjął projekt ustawy na 2020 rok. Zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami ma to być pierwszy od lat budżet zrównoważony. Tyle wydatków, co wpływów. Sęk w tym, że udało się go „pospinać", maksymalizując spodziewane wpływy, jak się tylko dało. A wydatki, nadmuchane transferami socjalnymi, są potężne. Marginesu błędu nie ma.
Powód drugi to działania parlamentu w ostatnich tygodniach. Wychodził on ze skóry, by przegłosować szereg ustaw dot. finansów publicznych, podatków i przedsiębiorczości. Pojawiła się podwyżka akcyzy na alkohol i wyroby tytoniowe, i to aż o 10 proc.! Tak dużego wzrostu wcześniej w ogóle nie zapowiadano! To nie koniec. Tuż przed świętami Ministerstwo Zdrowia rozesłało do konsultacji projekt obłożenia daniną „małpek". To małe butelki wódki, które Polacy kupują chętniej niż większe. Od każdej „małpki" należy się złotówka. Resort chce też od 70 do 80 groszy od litra każdego słodkiego napoju. Połowa tych danin ma trafić do NFZ, druga do gmin.
Uzasadnienie nowych regulacji to oczywiście zdrowie Polaków. Mniej eksponuje się zaś wyliczenia pokazujące, ile dodatkowych miliardów złotych trafi do państwowej kasy. Dzięki nim udało się zrównoważyć budżet – na razie „na papierze". Ale czy tak będzie? Czy to wystarczy? Można wątpić. Niedługo brexit, który na pewno wstrząśnie europejską gospodarką. Do tego odczuwamy już globalne spowolnienie.
Do Nowego Roku zostało już tylko kilkadziesiąt godzin! Nie da się wymyślić i uchwalić kolejnych danin, opłat itp. Nasi wybrańcy mogą się jednak pokusić o użycie nowej formuły działania. Tzw. własnego tempa, którym Polska porusza się od pewnego czasu na arenie międzynarodowej. Podobno dzięki temu uzyskuje „rabaty" nieosiągalne dla innych państw. W sejmowym wydaniu przybrałoby ono zapewne kształt... poselskiego projektu, np. „Ustawy o rozpoczęciu roku 2020 oraz lat następnych". Zgodnie z nim w nowy rok Polska będzie wchodzić swoim „własnym tempem". Niezależnie od reszty świata, na miarę krajowych możliwości. Czyli np. wtedy, gdy wykombinuje się wszystkie sposoby wyciśnięcia dla budżetu dodatkowych miliardów. Potem przegłosowanie i uchwalenie nowej ustawy w jedno popołudnie. Ostatnie godziny grudnia mogłyby więc potrwać i z pół roku. Albo dłużej.
„Przecież tak nie można" – powiedzą ludzie obdarzeni zdrowym rozsądkiem. Niestety, nie ma on nic do rzeczy. Posłowie mogą wszystko, bo... ich projekty ustaw, nie wiadomo dlaczego, nie muszą być poddawane konsultacjom społecznym! A szkoda. Pracodawcy i związkowcy na przykład dysponują bogatym doświadczeniem oraz specjalistyczną wiedzą. Mogą wytłumaczyć, że to wcale nie zegarki na poselskich rękach wyznaczają upływ czasu na tym świecie.