Naukowcy zaczęli o tym myśleć na początku XX wieku, próbowali doprowadzić do kiełkowania nasion znajdowanych podczas wykopalisk. Nie mieli wtedy szans, ponieważ jeszcze nie wiedzieli, że materiałem dziedzicznym jest DNA. Starożytne DNA – obecnie nazywane aDNA (od: ancient) – pierwsi wyizolowali Chińczycy w 1980 r. Gdy okazało się, że DNA można klonować (owca Dolly), narodziła się archeologia molekularna, zaczęto badać aDNA wymarłych gatunków, odżyły nadzieje na przywrócenie do życia tygrysa tasmańskiego, ptaka dodo, mamuta...
W 1994 r., gdy na ekranach królował „Park Jurajski”, na łamach „Science” – jednego z najpoważniejszych pism naukowych – ukazała się informacja o wydobyciu i zsekwencjonowaniu aDNA dinozaura sprzed 80 milionów lat. Jednak szybko się okazało, że zsekwencjonowane aDNA nie pochodzi od dinozaura, lecz od… współczesnego człowieka. W miarę prowadzenia podobnych badań przez różne zespoły wciąż okazywało się, że uzyskiwane aDNA to DNA badaczy. Bardzo czułe metody analizy wykrywały najmniejsze zanieczyszczenia przekłamujące wyniki.
Analiza aDNA ze szczątków archeologicznych i paleontologicznych, które znajdowały się tysiące czy choćby tylko setki lat w niekorzystnych warunkach, stanowi ogromną trudność, gdyż takie aDNA ulega degradacji po śmierci organizmu, po upływie około 100 tys. lat naturalne procesy praktycznie całkowicie niszczą cząstkę DNA. Dodatkową trudnością jest bardzo wysokie ryzyko zanieczyszczenia próbki współczesnym DNA, wszechobecnym w muzeach, laboratoriach, archiwach. Prawda jest taka, że większość badanych próbek aDNA zawiera także DNA grzybów, bakterii, innych organizmów oraz samego badacza.
Ale i na tym nie koniec, ponieważ uzyskanie czystego aDNA też jeszcze niczego nie gwarantuje. W styczniu 2013 r. „Rzeczpospolita” informowała, że prof. George Church, amerykański genetyk wykładający wtedy na Uniwersytecie Harvarda, zapowiedział sklonowanie neandertalczyka. Zamierzał wydobyć jego aDNA z kości, jakie co roku odkopują archeolodzy w wielu miejscach w Europie. Genom neandertalczyka został zsekwencjonowany już w 2010 r. przez zespół wybitnego badacza Svante Pääbo ze słynnego Instytutu Antropologii Ewolucyjnej Maxa Plancka w Lipsku. Church chciał stopniowo syntetyzować genom z sekwencji składających się z około 10 tys. fragmentów; wielokrotne powtarzanie operacji miało doprowadzić do powstania linii komórek macierzystych coraz bliższych neandertalskim komórkom macierzystym, a wtedy pozostanie już tylko wprowadzić je do macicy współczesnej kobiety... Mamy rok 2020, a dziecko neandertalskie nie biega po świecie. Nie dlatego, że nie znalazła się ochotniczka do takiego porodu, ale dlatego, że nie powstała taka linia.
Ale prób wskrzeszania wymarłych gatunków nie zaprzestano, dyżurnym kandydatem jest oczywiście mamut. Najnowszy pomysł ma związek z badaniami naukowców z Uniwersytetu w Sztokholmie. Analizowali oni aDNA 14 prehistorycznych nosorożców włochatych (Coelodonta antiquitatis). Na tej podstawie ustalili (informuje o tym pismo „Current Biology”), że populacja tego gatunku w Azji i Europie była liczna – mimo polowań na te zwierzęta trwających od tysięcy lat; zapaść, a następnie zagłada nastąpiła około 14 tys. lat temu z przyczyn naturalnych, z powodu ocieplenia klimatu i zmiany szaty roślinnej.