W piątek Trybunał Sprawiedliwości UE wydał tymczasowe postanowienie o wstrzymaniu wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów, z której czerpie paliwo sąsiednia elektrownia, jedna z największych w Polsce (7 proc. krajowej mocy). To reakcja na złożony w lutym pozew czeskiego rządu, który alarmuje o dramatycznym obniżaniu się poziomu wód gruntowych. Jeśli przez miesiąc Polska nie wypełni nakazu, grożą jej wysokie kary dzienne. Zdaniem Warszawy oznaczałoby to też zamknięcie elektrowni, która nie ma innego źródła paliw. I gigantyczne straty.
Jeszcze nigdy żaden kraj UE nie pozwał Polski do TSUE. Nie było też pozwu między państwami członkowskimi w sprawach ekologicznych. Trudno to pogodzić z rzekomo bliską współpracą, jaka łączy Pragę i Warszawę. Niemieckie gminy leżące obok Turowa wybrały mniej radykalną drogę: skargę do Komisji Europejskiej.
– Od założenia Republiki Czeskiej w 1993 r. nie mieliśmy kryzysu o tak głębokich konsekwencjach. A to nasz najważniejszy partner handlowych w Grupie Wyszehradzkiej – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Łukasz Ogrodnik, ekspert w dziedzinie współpracy z Pragą w PISM.
Wysoko postawione źródła w Warszawie mówią naszej gazecie: w Czechach wybuchła euforia. Przed wyborami parlamentarnymi w październiku wiele ugrupowań chce zbić kapitał polityczny kosztem naszego kraju.