Szybki start
Polityczne manewry ruszą tuż po Nowym Roku. Stratedzy i doradcy szykują pierwsze posunięcia. W styczniu pełną parą ma ruszyć kampania Platformy do Parlamentu Europejskiego, 13 stycznia ma odbyć się kongres Porozumienia, na którym Jarosław Gowin i Jadwiga Emilewicz zaprezentują m.in. program „Energia Plus”. 3 lutego Robert Biedroń na konwencji na Torwarze – gdzie może pojawić się kilka tysięcy osób – zaprezentuje swój nowy projekt polityczny. W styczniu i lutym Zjednoczona Prawica ma zaprezentować też inne elementy swojego nowego programu, w tym propozycje podatkowe. Taki będzie start.
Wnioski z 2018 dla liderów najważniejszych sił są niejednoznaczne. Z jednej strony PiS pokazał słabość – poza kilkoma pomysłami, jak 5-tka Morawieckiego czy wniosek o wotum zaufania – w kreowaniu wydarzeń politycznych. Było skazane na reagowanie na kolejne kryzysy. Jak na partię rządzącą w narzucaniu własnej agendy radzi sobie słabo, coraz gorzej w raz z upływem czasu i naturalnym zużyciem jako partii władzy. Tempo wydarzeń w ciągu ostatnich trzech lat to zużycie przyspieszyło w stopniu dużo większym, niż w analogicznym czasie I rządu Donalda Tuska. PiS sprawniej narzucało tematy w trakcie kampanii 2015 roku, niż gdy rządzi. To paradoks biorąc pod uwagę zasoby wtedy i teraz, którymi dysponowała Nowogrodzka.
PiS wygra, ale nie będzie rządzić?
Z drugiej strony wyniki wyborów samorządowych i ich analizy, a także historyczne porównania do poprzednich wskazują, że 34 proc. Zjednoczonej Prawicy w sejmikach stanowi dobrą zaliczkę przed wyborami do Sejmu. Wskazują to poprzednie cykle wyborcze, w których zwycięzca wyborów sejmikowych wygrywa też wybory do Sejmu rok później. To pokazuje, że opozycja potrzebuje przełomu – i to szybko. „Gdy nie podoba Ci się, jak ustawiony jest stolik, wywróć go” – mawiał Frank Underwood, bohater amerykańskiego (i brytyjskiego) serialu "House of Cards". Jak jednak powtarzają politycy opozycji, PiS nawet jeśli wygra wybory, to niemal na pewno nie będzie mieć większości, by rządzić samodzielnie. Jeśli do Sejmu nie dostanie się np. Kukiz 15, prawica poza PiS lub Bezpartyjni Samorządowcy, to PiS rzeczywiście takiego koalicjanta mieć nie będzie. Z wyborów samorządowych płynie jeszcze jeden wniosek: opozycji potrzebna jest nie tylko mobilizacja w dużych miastach, ale też w średnich. Tam PiS poniosło bolesne porażki i to właśnie średnie ośrodki – wiarygodna oferta dla nich – będzie liczyć się w 2019 roku. Nie przez przypadek Jarosław Gowin w wystąpieniu na niedawnej konwencji Zjednoczonej Prawicy zapowiedział, że w styczniu jego partia zaprezentuje plan deglomeracji – przenoszenia urzędów poza Warszawę.
Opozycja z większym polem manewru
Na szczęście dla liderów PO, Nowoczesnej, SLD i PSL pole manewru jest większe niż PiS, a opozycja może być bardziej elastyczna niż obóz władzy. Pierwsza rzecz to kwestia liderów. Premierem rządu Zjednoczonej Prawicy do wyborów w 2019 roku będzie Mateusz Morawiecki. Opozycja nie ma takiego ograniczenia. Może dowolnie wskazać kandydata na premiera bloku anty-PiS – niczym Jarosław Kaczyński w 2015 roku wskazujący nie na siebie, ale na Beatę Szydło. To byłoby wywrócenie stolika.
Po drugie, skład rządu Zjednoczonej Prawicy nie ulegnie najpewniej większym zmianom do wyborów do Sejmu. Opozycja ma dużą większą możliwość kreowania nowych postaci, nowych liderów i nowych pomysłów programowych.