Gotowość do poświęceń i wrażliwość społeczna charakteryzowały młode pokolenia w przeszłości. W trudnych czasach można było na nie liczyć. Dlatego niejednokrotnie były wykorzystywane przez rządzących, którzy korzystając z ich ideowości, zapału i chęci niesienia pomocy, wysyłali ich na wojnę lub sprzątanie po niej. Należałoby zatem oczekiwać, że w dobie tak poważnego kryzysu i wyzwania, jakim jest dla wszystkich epidemia zakażenia koronawirusem, młodzież polska nie pozostanie obojętna i z werwą rzuci się w wir walki z pandemią, udzielając pomocy potrzebującym.
Na masową skalę nic takiego w naszym kraju nie nastąpiło. W przeciwieństwie do innych krajów, w których udział wolontariuszy w walce z epidemią jest znaczący. Na apel rządu brytyjskiego odpowiedziało 750 tys. wolontariuszy gotowych udzielić wsparcia potrzebującym.
Oczywiście w Polsce obserwujemy grupy młodych wolontariuszy gotowych nieść pomoc chorym, szyjących maseczki i produkujących środki ochrony osobistej. Są to głównie ruchy oddolne inicjowane przez parafie, organizacje pozarządowe, indywidualne inicjatywy osiedlowe czy pomysły rodzące się na mediach społecznościowych. Brak jednak inicjatywy na szczeblu centralnym wykorzystania ludzi dobrej woli w sposób zorganizowany i najbardziej użyteczny. Osoby, które chciałyby się zaangażować, nie otrzymały wyraźnego sygnału lub oferty, jak mogłyby się włączyć w pomoc potrzebującym.
Kadry medyczne się kurczą
Świetnym przykładem miejsc, w których byłoby to potrzebne, są domy opieki społecznej, gdzie z powodu epidemii brakuje rąk do pracy. Przedłużające się odosobnienie młodych ludzi w domach przy zamkniętych uczelniach, miejscach pracy i pubach sprzyjałoby ich realnej, a nie wirtualnej aktywności. Rząd, przewidując negatywny scenariusz rozwoju epidemii, mógłby pomyśleć o wezwaniu młodych do uczestnictwa w walce z epidemią. Kurczą się bowiem i tak niewystarczające kadry medyczne stale odsuwane od pracy z powodu zakażenia lub kwarantanny wynikającej z kontaktu z zakażonymi. Ich pomoc mogłaby być niezwykle użyteczna w placówkach, w których nie ma chorych zakażonych, a którzy dziś zostali pozbawieni wsparcia duchowego i pielęgnacji niewymagającej dużego profesjonalizmu. Braki kadrowe powodują, że chorzy w szpitalach i ośrodkach opieki nie są odpowiednio nawodnieni, odżywieni czy fizycznie usprawniani. Warto też może pomyśleć nawet o odpłatnym zaangażowaniu się młodych ludzi w pracę w szpitalach, w domach pomocy czy w innych miejscach, gdzie są chorzy lub osoby w podeszłym wieku potrzebujące psychofizycznego wsparcia. W dobie masowego pozbawienia środków do życia osób pracujących dotychczas na śmieciówkach rząd mógłby zaproponować chętnym pracę w placówkach medycznych, w których brakuje rąk do pracy. Dzięki temu zamiast zapomogi dałby potrzebującym zatrudnienie, dostarczyłby środki na życie, a równocześnie pomógł potrzebującym starszym osobom. Odciążyłoby to także służby medyczne, które przesuwane powinny być na front walki z epidemią. Działania takie, łącząc we wspólnym wysiłku ludzi różnych pokoleń, o różnym poziomie wykształcenia, statusie finansowym i orientacjach politycznych, mogłyby odgrywać rolę cementującą podzielone społeczeństwo. Młodzi ludzie, zamiast siedzieć w domu bez pracy i bez środków do życia, mogliby przydać się tam, gdzie pomoc jest potrzebna. Równocześnie zobaczywszy, jak funkcjonuje polska służba zdrowia, zrozumieliby, jak wielkich zmian ona wymaga i jak potrzebne są głębokie reformy służące nie kadrom medycznym, ale chorym i zniedołężniałym ludziom.