Protesty Strajku Kobiet to nie moja pokoleniowa rewolucja, nie moja wojna. Ale to rewolucja i wojna, których nie da się, nie wolno zignorować. I do których trzeba mieć stosunek. Jaki – to inna sprawa.
Ludzie związani z Prawem i Sprawiedliwością widzą zwykle w OSK przede wszystkim ideologiczny eksces lewicy. Nie można im prawa do takiej perspektywy odmawiać. Może to rzeczywiście i eksces, ale jeśli – to eksces rozłożony w czasie i na wielu płaszczyznach. Nie jest to jednorazowy spazm jakiegoś jednostkowego „ekstremizmu", ale spazm powtarzalny, co więcej – sterowalny – bo nawet jeśli w PiS po jesiennych protestach przestano się go bać, to w styczniu liderki OSK udowodniły, że z łatwością są w stanie zmobilizować ulicę po raz kolejny. A jeśli kolejny, to całkiem prawdopodobne, a nawet pewne, że będziemy mieć do czynienia z kolejnymi protestami pod szyldem OSK. Czy prawica nie powinna więc się obawiać, że liderki strajku użyją swoich armat w najmniej sprzyjających PiS okolicznościach? I czy nie dojdzie w ten sposób do politycznej kumulacji, która może stać się zabójcza dla władzy? Myślę, że tak właśnie jest i lekceważenie takiego ryzyka przez PiS świadczyłoby o wręcz samobójczej krótkowzroczności.
Krótka i długa perspektywa
Mamy więc w krótkoterminowej perspektywie całkiem sprawnie działający mechanizm sprawczości OSK. W długoterminowej już obudzoną i powoli się kształtującą formację ideową, dla której jesienne protesty – by szukać analogii – były jak grudzień 1981 r. dla pokolenia Solidarności; akademią społecznego buntu i wykładem (w tym przypadku) lewicowej wrażliwości. To prawda, że ów bunt nie potrafił przerodzić się w realny wehikuł polityki; nie powstał żaden praktyczny program, nie zbudowano sojuszy, nie wyłoniono powszechnie akceptowanych liderów zmiany. To wszystko prawda.
Dla jednych to ogromne rozczarowanie, dla drugich sroga nauka, dla trzecich w końcu – naturalny bieg rzeczy, bo nie o program przecież, lecz o uruchomienie procesów chodziło. I z tym ostatnim trudno się nie zgodzić, zostało zasiane ziarno, które dojrzewać będzie przez lata, z kolejnymi rocznikami młodych wchodzących w wiek wyborczy. Naprawdę trudno będzie ich przekupić kolejnymi transferami socjalnymi. Dla PiS ścieżka ta będzie w ogóle zamknięta. Prędzej pokolenie wychowanków OSK pójdzie za obietnicami liderów parlamentarnej lewicy.
Kaczyński myśli kryzysem
Nie wiem, dlaczego Jarosław Kaczyński (o ile to on) zdecydował się w styczniu na kolejną konfrontację w sprawie wyroku TK. Proste – zbyt wulgarne – wytłumaczenia są powszechnie znane: chciał kryzysem w kwestiach światopoglądowych zasłonić nieudolność rządu w walce z pandemią. Może to prawda. Możliwe, że potrzebował instrumentu integrującego prawicę i dającego mu przewagę nad rosnącą w siłę Konfederacją. Może. Mam inne podejrzenia.