Grupa wyborców, do której należę, jest bardzo szeroka. Jak można ją scharakteryzować? Tworzą ją ludzie bardzo krytycznie oceniający rządy PiS i prezydenturę Andrzeja Dudy. Te oceny nie powodują, że zapomnieli, czym był komunizm. Sprzeciwiają się rehabilitacji okresu, który w preambule naszej konstytucji został określony jako czasy, „gdy podstawowe wolności i prawa człowieka, były w naszej Ojczyźnie łamane". Odrzucają utopię i rewolucję. Są świadomi obecnego głębokiego podziału narodu, ale nie chcą jego eskalacji. Uważają, że losów narodu nie można wystawiać na hazard. Ludzie o takich poglądach w pierwszej turze prezydenckiej elekcji będą mieli wybór pomiędzy Kidawą-Błońską, Kosiniakiem-Kamyszem i Hołownią. Biedroń i Bosak odpadają.
Dlaczego? Biedroń z dwóch powodów. Po pierwsze, wbrew deklarowanej woli odrzucenia w życiu publicznym nienawiści i pogardy, jego program rewolucji obyczajowej i usunięcia Kościoła ze sfery publicznej – w przypadku próby realizacji – spowoduje eskalację konfliktów dzielących polską wspólnotę, a w nadchodzących wyborach sprzyja konsolidacji zwolenników obecnej władzy. Po drugie, tego, co wygadywali podczas Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych Biedroń, Czarzasty i Zandberg podczas konwencji kandydata lewicy, nie sposób zinterpretować inaczej niż jako powrót do ocen powojennego podziemia niepodległościowego formułowanych w czasach „utrwalania władzy ludowej" i – pośrednio – rehabilitację tych, którzy w Polsce realizowali plany Stalina.
Duda umocni PiS
Bosak reprezentuje koalicję zróżnicowaną wewnętrznie, ale zgodną co do tego, że Unia Europejska jest tworem szkodliwym i Polska nie powinna w niej uczestniczyć. Ten pogląd jest radykalnie sprzeczny z polską racją stanu i traktowany serio jest politycznym awanturnictwem. To wystarczy, aby skreślić tę kandydaturę, ale trzeba pamiętać także, że część politycznego zaplecza Bosaka ma poglądy skrajne i potrafi je wyrażać w sposób nieakceptowalny.
Pozostają więc wymienione na wstępie trzy kandydatury. Gdy tylko prezes PSL zadeklarował, że wystartuje w wyborach prezydenckich, wyraziłem poparcie dla jego kandydatury. Także na łamach „Rzeczpospolitej". Przebieg jego kampanii tylko umacnia mnie w przekonaniu, że miałem rację. Jeśli wygra wybory, będzie bardzo dobrym prezydentem, przywróci podmiotowość sprawowanemu urzędowi i zmieni polską scenę polityczną na lepsze.
Nie mam jednak żadnych podstaw, aby sądzić, że Małgorzata Kidawa-Błońska i Szymon Hołownia nie byliby dobrymi prezydentami. Na pewno szanowaliby konstytucję. To kandydatury poważne i zasługujące na szacunek. Zachęcam jednak do głosowania na Władysława Kosiniaka-Kamysza.