– Minister Sikorski zerwał z dobrą praktyką, że na kluczowe stanowiska w dyplomacji nie mianuje się osób z przeszłością w służbach PRL – krytykuje poseł Karol Karski (PiS), wiceszef sejmowej komisji spraw zagranicznych. Opowiada, że posłowie na posiedzeniach komisji bardzo często spotykają się z kandydaturami osób do wysłania na placówki, które mają za sobą chociażby służbę w PRL-owskiej dyplomacji.
Europoseł Paweł Kowal (Polska Jest Najważniejsza) uważa, że przypadki Spyry i Turowskiego pokazują, jak słaba jest komunikacja szefów służb specjalnych z ministrem spraw zagranicznych.
– Minister przed wysłaniem kogoś na placówkę powinien zasięgać informacji u służb lub chociażby w IPN. Jak widać, tak się nie dzieje – mówi "Rz" Kowal. – A przecież dzięki temu można by uniknąć chociaż niektórych wpadek, które sprawiają kłopoty nie tylko ministrowi Sikorskiemu, ale też naszemu państwu. Jeśli nasz ambasador musi nagle wracać z placówki, to nie świadczy to dobrze o Polsce.
Szef sejmowej komisji spraw zagranicznych Andrzej Halicki (PO) problem bagatelizuje. – W skali całej naszej dyplomacji takich przypadków jest kilka, może kilkanaście – komentuje Halicki. – Niedobrze, że są, ale do końca tego uniknąć się nie da.
Jego zdaniem szef MSZ nie może odpowiadać za to, że ktoś złożył fałszywe oświadczenie na temat swojej przeszłości. Halicki podkreśla, że wyjaśnienia wymaga to, dlaczego kierownictwa MSZ nie ostrzegły służby specjalne.
Poseł SLD Tadeusz Iwiński zaleca ostrożność w ferowaniu wyroków. – Problem byłych ludzi służb specjalnych, którzy teraz służą w naszej dyplomacji, jest niewielki – mówi "Rz".