Piotr Kowalczuk z Rzymu
Uniwersjada w Meksyku, 1979 rok. Upał, smog i bałagan. Pomimo to Mennea najpierw ustanowił rekordy Europy: na 100 m (10.01) i w eliminacjach na 200 m (19.96).
Finał biegu na 200 m przeszedł do historii sportu. 12 września Mennea pobił rekord świata swego idola Tommiego Smitha, ustanowiony w tym samym miejscu 11 lat wcześniej w finale igrzysk olimpijskich, i to aż o 0,09 sekundy – 19,72. Fenomenalny wynik porównywano do legendarnego skoku w dal Boba Beamona. Nie bez powodu. Rekord utrzymał się przez 17 lat. Poprawił go dopiero inny fenomen Michael Johnson podczas amerykańskich kwalifikacji przedolimpijskich (19,66 w Atlancie).
Największą sensacją było to, że fantastyczny rekord ustanowił biały człowiek, wszystkiego 179 cm wzrostu, w porównaniu z czarnymi tytanami bieżni dość cherlawej budowy, za to, jak zawsze podkreślał jego trener Carlo Vittori, o mięśniach z jedwabiu. Niedługo potem Menneę przedstawiono Muhammadowi Alemu jako najszybszego człowieka świata. Bokser się zdumiał: „Jak to? Przecież jesteś biały!”. A Mennea żartobliwie na to: „Ale w środku jestem czarny”.
Gdy umarł, wiadomość natychmiast trafiła na pierwsze miejsce włoskich dzienników, radia i telewizji. Piątkowa, futbolocentryczna „Gazzetta dello Sport” mimo świetnego meczu squadra azzurra w czwartek w Genewie (2:2, cudna bramka Mario Balotellego) opłakiwała Menneę na pierwszych dziewięciu stronach. „Corierre della Sera” wyszło z ogromnym tytułem: „Żegnaj Fenomenie”, a „La Repubblica” – „Addio biała strzało”. Włoscy piłkarze grali z Brazylią z czarną opaską na ramieniu. Alessandro Del Piero ze ściśniętym gardłem i łzami w oczach powiedział telewizji RAI: „To był nasz wielki bohater. Myśmy wszyscy chcieli biegać jak Mennea. Ciao, mistrzu”. „Gazzetta dello Sport” nie ma wątpliwości: „Odszedł jeden z największych ludzi włoskiego sportu. W zbiorowej włoskiej pamięci będzie tam, gdzie Fausto Coppi i Enzo Ferrari”.