Rz: W niektórych polskich miastach wprowadza się nowe stanowisko w urzędach – oficera pieszego, by dbał o interesy przechodniów. Naprawdę jest ono potrzebne?
Tomasz Majda: W dużym mieście powinny być uwzględnione interesy wszystkich mieszkańców. Tymczasem w naszych miastach często mamy różne departamenty czy stanowiska: do spraw pieszych, komunikacji rowerowej czy transportu samochodowego. I niespecjalnie się one ze sobą komunikują, a w związku z tym często powstaje chaos.
To kto jest uprzywilejowany w miastach – kierowcy czy piesi?
Wszystko zależy od tego, kto danym miastem rządzi. Z tym że coraz częściej wracamy do modelu, który funkcjonował kiedyś – miasto ma być w zasięgu pieszego. Piesi są po prostu coraz ważniejsi. Trzeba jednak pamiętać, że stworzenie zbyt rozległej strefy pieszej skutkowałoby obniżeniem wartości nieruchomości, bo nie można by było do nich dojechać.
W jaki sposób miasta sprzyjają pieszym?
Na Zachodzie od dość długiego czasu popularne są tzw. strefy ruchu uspokojonego, które na początku obowiązywały tylko na osiedlach. Można je stworzyć na różne sposoby: poprzez progi zwalniające, wprowadzanie ograniczeń prędkości, wyspy na przejściach dla pieszych czy zamknięcie niektórych ulic dla samochodów np. z dopuszczeniem tylko komunikacji zbiorowej. To uspokajanie ruchu dotyka również tras tranzytowych przechodzących przez miasto.
Ale wtedy trasy tranzytowe przestają spełniać swoją rolę.
Takie są tendencje na Zachodzie. Uspokojenie ruchu na przykład w Alejach Jerozolimskich w Warszawie wpisywałoby się więc w tendencje zachodnioeuropejskie.