"Rzeczpospolita": W Polsce składa właśnie wizytę kanclerz Niemiec Angela Merkel. Co rząd PiS ma do załatwienia z przywódczynią najważniejszego państwa w UE?
Bogusław Liberadzki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego: Wizyta pani kanclerz jest nietypowa. Choćby dlatego, że miała w programie spotkanie z prezesem Jarosławem Kaczyńskim. Nie mam wątpliwości, że to właśnie był najważniejszy moment rozmów prowadzonych w Bristolu. Niezależnie jednak od tego, gdzie i z kim zostaną podjęte najważniejsze tematy, jest kilka kwestii kluczowych. Przede wszystkim stosunki dwustronne: tu się przecież zgromadził wielki balast nietrafionych wypowiedzi i zachowań, które nikomu do niczego nie były potrzebne. Drugi wątek to jest nasza wspólna troska o Unię Europejską. Poza tym pani kanclerz przyjechała do Warszawy w specyficznym dla siebie momencie, w okresie przedwyborczym... Tymczasem od ponad tygodnia w niemieckiej polityce mamy nowe zjawisko, nowy element...
Ten element to Martin Schulz, nowy szef SPD?
Martin Schulz, który wnosi do niemieckiej polityki powiew świeżości z zewnątrz, a jednocześnie buduje bardzo silny nurt proeuropejski. Jego kariera zawsze związana była z Parlamentem Europejskim, jest traktowany, i sam tak o sobie mówi, jako spadkobierca idei politycznych Willy'ego Brandta. A to postać symboliczna dla niemieckiej powojennej polityki i rozprawiania się z faszystowską przeszłością, musiał przecież emigrować z własnego kraju. Po latach, przy okazji kryzysu migracyjnego w Unii, Schulz często przypomina, że mieliśmy w historii Europy także wiele różnych fal uchodźców: Polaków z terenów wschodnich, Niemców z terenów np. Śląska, ale także Niemców z własnej ojczyzny w czasach hitleryzmu. A ostatnie badania pokazują, że Martin Schulz w pierwszej turze wyborów na kanclerza wygrałby przekonująco z Angelą Merkel.
A to byłaby zapewne dla polskiego rządu PiS zła wiadomość...