Biały Dom zamierza przyjąć bardziej twardą linię wobec reżimu w Damaszku – podała telewizja FoxNews, powołując się na źródła z administracji Obamy. Według obrońców praw człowieka od marca syryjskie siły bezpieczeństwa zabiły około 1700 uczestników antyrządowych protestów. Ofiar jest coraz więcej – tylko w ostatnim tygodniu w wyniku ofensywy wojska na ogarnięte rewoltą miasta zginęło kilkaset osób.
W środę, po czterodniowym intensywnym ostrzale, syryjskie wojsko przejęło kontrolę nad miastami Deir al Zor i Mattar Kadim. Armia szturmowała też inne miejscowości w pobliżu granicy z Turcją. 12 czołgów i pojazdów opancerzonych oraz dziesięć autobusów wiozących żołnierzy wjechało do miasta Taftanaz, 30 km od granicy syryjsko- tureckiej. Kolumna pojazdów wojskowych wtargnęła też do pobliskiego miasta Sermin.
Wojsko wycofywało się jednocześnie z miasta Hama, gdzie rebelia została już zdławiona. „Bóg, Syria, Baszar!" – krzyczeli żołnierze wyjeżdżający z Hamy ciężarówkami i pojazdami opancerzonymi. 1 lipca na ulice tego miasta wyszło pół miliona demonstrantów, domagając się dymisji Asada. Atak sił rządowych rozpoczął się 31 lipca; żołnierze zastrzelili w tym dniu około 100 osób. Według władz kontrolę nad Hamą przejęły „uzbrojone gangi terrorystów", które opanowały komisariaty policji, zabijając 17 funkcjonariuszy.
W środę armia zorganizowała wycieczkę do Hamy dla kilkudziesięciu dziennikarzy. Pozwolono im na rozmowy z wyselekcjonowanymi wcześniej mieszkańcami.
– Dzięki wojsku nareszcie powrócił spokój. Przedtem sabotażyści wznieśli wszędzie barykady i cały czas trwała strzelanina – mówiła dwudziestokilkuletnia Chadija. Wtórował jej mężczyzna przedstawiający się jako Fawwaz. – Sabotażyści wtargnęli na moje osiedle i rabowali domy – skarżył się dziennikarzom.