Najstarsza organizacja humanitarna w Polsce może mieć kłopoty z otrzymaniem dotacji miejskich na prowadzenie klubów i magazynów z żywnością. Czerwony Krzyż nie potrafi bowiem wykazać urzędnikom własnego wkładu finansowego, a to jest warunek starania się o pieniądze.
PCK od kilku lat prowadzi na Pradze przy ul. Szymanowskiego magazyn z odzieżą oraz żywnością. – Tu przychodzą bezdomni, cudzoziemcy z ośrodka dla uchodźców, ale także np. Romowie – mówi Mirosław Artecki, prezes oddziału rejonowego PCK dla Warszawy-Pragi. Dodaje, że ośrodek ma ok. 2 tys. stałych podopiecznych. W ciągu trzech lat rozdzielił on pomoc wartą 1,7 mln zł.
W magazynie przede wszystkim mogą dostać używaną odzież, która pochodzi ze zbiórek organizowanych przez PCK, ale także żywność – ta z kolei pochodzi od darczyńców, a także z Banku Żywności.
Magazyn ten jest obsługiwany przez jednego pracownika i wolontariuszy. Miesięczny czynsz za jego utrzymanie to ok. 4,5 tys. zł. Pod koniec listopada wygasła trzyletnia umowa z miastem na użytkowanie tego miejsca. I jak twierdzi Artecki, wszystko wskazuje na to, że ośrodek ten zostanie zlikwidowany.
Dlaczego? – Dzielnica, która organizuje konkurs na dotacje dla organizacji pozarządowych, postawiła warunek: musimy wykazać się finansowym wkładem własnym w wysokości do 20 proc. wartości dotacji – tłumaczy Artecki. – Nie mamy takich pieniędzy, bo opieramy się na pracy wolontariuszy.