Donald Trump
Sprawca największego trzęsienia ziemi w polityce globalnej. Okazało się, że wyborcy w najważniejszym państwie Zachodu mogą zagrać na nosie establishmentowi i powierzyć władzę człowiekowi-zagadce. Zanim wygrał wybory prezydenckie w USA, a nawet zanim uzyskał nominację republikanów, już wzbudzał we wpływowych środowiskach liberalnych nieporównywalne z nikim zainteresowanie graniczące z przerażeniem. Nadzieja wykluczonych nie tylko w Stanach Zjednoczonych, mimo że on sam jest wzorcowym przedstawicielem znienawidzonych przez nich celebryckich elit, na dodatek otacza się drapieżnymi kapitalistami. Nie przejął jeszcze władzy, a już zdążył naruszyć zasady amerykańskiej polityki wobec Chin, Rosji i Bliskiego Wschodu. Jego słowa w kampanii wyborczej i co gorsza nominacje do administracji wzbudziły obawy o przyszłość NATO i bezpieczeństwa w naszym regionie. Niektórzy uspokajają, że Trump się zmieni, gdy zasiądzie w Białym Domu. Inni przewidują szybki impeachment.
David Cameron
Sprawca największego trzęsienia ziemi w polityce unijnej. I to nie tylko w kończącym się roku. Od czasu wielkiego rozszerzenia Unii Europejskiej na wschód nic tak nią nie wstrząsnęło jak referendum, w którym Brytyjczycy opowiedzieli się za wyjściem ze Wspólnoty. Premier, który zatrzymał Szkocję w Zjednoczonym Królestwie w 2014 r. i nieoczekiwanie zdobył większość w wyborach parlamentarnych w 2015 r., naiwnie uwierzył, że ma dobrą rękę do plebiscytów. I zamiast, jak planował, umocnić się na czele rządzącej Partii Konserwatywnej, wypadł z polityki, zapewne na zawsze. Jeżeli Brexit doprowadzi do kłopotów gospodarczych i zmniejszenia roli Brytanii, na co wiele wskazuje, to Cameron zajmie niechlubne miejsce w historii kraju. A wydawał się sprawny, dynamiczny i nowoczesny, wytyczał nowe kierunki konserwatyzmu, otwartego na przykład na mniejszości seksualne. Wydawał się też sojusznikiem Polski, ale w referendum, do którego doprowadził, Polska odegrała rolę dostarczyciela niechcianej siły roboczej. Nie tylko premier Cameron okazał się inny, niż się wydawało – wszyscy brytyjscy liderzy nie mają pomysłu na życie po referendum. Wielka Brytania okazała się wielce przereklamowana.
Władimir Putin
W wielu rankingach na pierwszym miejscu, i to nie tylko w tym roku. Tu prezydent Rosji ustępuje wymienionym wyżej głównym bohaterom wydarzeń najistotniejszych dla przyszłości Europy i całego Zachodu. Choć w drugoplanowej roli wystąpił i w nich, zwłaszcza na scenie amerykańskiej – kremlowscy hakerzy i propagandziści próbowali wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich. Zamieszanie w świecie liberalnej demokracji bardzo mu sprzyja. A bardzo niewiele kosztuje. Wiele zachodnich mediów, w tym te, którym wcześniej nie podobała się „rusofobia" Polski, ocenia teraz polityków według klucza: proputinowski (czyli zły) czy antyputinowski (dobry). Inaczej z zachodnimi politykami – oni raczej czekają na to, by w nieskrępowany sposób wrócić do interesów z Putinem. Przeszkadzają w tym nieco sankcje nałożone na Rosję za agresję na Ukrainie, właśnie przedłużone chyba już tylko dzięki determinacji Angeli Merkel. Te sankcje to porażka Putina, wielkim sukcesem jest natomiast Syria, gdzie pomógł dyktatorowi odbić Aleppo. Nikt nie rozliczy go za zbrodnie na cywilach, których dokonało tam rosyjskie lotnictwo.
Salah Abdeslam
Syn prostych Marokańczyków, którzy wyemigrowali przed laty do Francji. Mechanik w zajezdni tramwajowej, potem menedżer w barze w Brukseli, w którym tamtejsi muzułmanie pili alkohol i zażywali narkotyki. Najmłodszy na tej liście (ma 27 lat). Trafił na nią jako symbol europejskiego dżihadu. I przykład zagrażającej społeczeństwom zachodnim szybkiej radykalizacji młodych muzułmanów. Terrorysta z tzw. Państwa Islamskiego. Współorganizator zamachów w Paryżu w listopadzie 2015 r. Przez cztery miesiące, do połowy marca tego roku (kiedy go złapano), najbardziej poszukiwany przestępca Europy. Wyrzut sumienia służb specjalnych i policji kilku bogatych i technologicznie zaawansowanych krajów. Korzystał między innymi z tego, że belgijskie prawo nie pozwalało funkcjonariuszom na wdarcie się do domu podejrzanego między 21.00 a 5.00. Ukrywał się w brukselskiej dzielnicy Molenbeek, niedaleko siedziby Komisji Europejskiej. Pomagali mu mieszkający tam muzułmanie, ale zdradził go również muzułmanin. Po przesłuchaniach w Belgii przekazany Francji. Przebywa w pełnym islamistów podparyskim więzieniu Fleury-Merogis. We Francji nabrał wody w usta, odmawia zeznawania przed sądem.
Recep Erdogan
Niegdyś określanie obecnego prezydenta Turcji mianem „sułtana" wydawało się mocno przesadzone, teraz już nie. Ma coraz więcej władzy w swoim kraju i coraz więcej wpływu na wydarzenia międzynarodowe, z tym że bardziej na te w Europie, do której już nie chce zmierzać, ale może zalać milionami imigrantów, niż na Bliskim Wschodzie, na którym zamierza rozdawać karty. Chwilowo pogodził się też z Putinem. W całym świecie islamu ugrupowania, z którymi sympatyzował i dla których jego Turcja była inspiracją – w stylu egipskiego Bractwa Muzułmańskiego – raczej przegrywają i trafiają do głębokiego podziemia. Wpływy Erdogana w samej Turcji wzrosły po nieudanym puczu 15 lipca. Prezydenta niewiele dzieliło od śmierci, podobno puczystom-pilotom zabrakło odwagi, by odpalić rakietę w kierunku jego samolotu. Po puczu zjednoczył wokół siebie znaczną większość narodu, skłonił do współpracy część opozycji. I przede wszystkim rozliczył się z prawdziwymi i domniemanymi wrogami. Głównie z tworzącymi państwo równoległe zwolennikami tajemniczego muzułmańskiego kaznodziei Fethullaha Gülena, którego prezydent uznał za organizatora puczu.