„Jeśli przekroczycie granicę, będę strzelał, czy mnie słyszycie" – wołał przez radiostację dowódca rosyjskiego okrętu „Paweł Dzierżawin". Brytyjski dowódca potwierdzał przyjęcie informacji i nie zmieniał kursu, płynąc z Odessy do Gruzji międzynarodowym torem wodnym koło przylądka Fiolent.
Niszczyciel „Defender" wpłynął w 12-milowy pas wód terytorialnych wokół Krymu, okupowanego przez Rosję – w pobliżu bazy floty wojennej w Sewastopolu. „Okręt Królewskiej Marynarki Wojennej przepłynął przez ukraińskie wody terytorialne zgodnie z międzynarodowym prawem" – poinformowało zwięźle brytyjskie Ministerstwo Obrony.
Rosjanie jednak twierdzą, że przepędzili go, oddając strzały ostrzegawcze, a nawet zrzucając bomby na jego kursie. Znajdujący się na pokładzie „Defendera" korespondent BBC Jonathan Beale nie widział jednak żadnych bomb, a strzelaninę słyszał daleko od okrętu. Ukraińscy eksperci przypomnieli, że kilkanaście kilometrów od trasy „Defendera" Rosjanie urządzili morski poligon artyleryjski i możliwe, że akurat tam ćwiczyli.
Beale natomiast potwierdził, że sytuacja była poważna: brytyjska załoga była w stanie gotowości, a „w pewnym momencie marynarze włożyli ochronne maski na twarze na wypadek strzelaniny". Nad okrętem krążyło do 20 rosyjskich samolotów, a dwa kutry podpływały na odległość 90–100 metrów.
Były dowódca wojsk NATO w Europie, amerykański generał Ben Hodges pogratulował Królewskiej Marynarce „zdecydowania w obronie swobody żeglugi". – Możemy zbombardować sam cel (następnym razem) – zagroził rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow.