A jak będzie to trudne wystarczy przypomnieć, że kryzys wywołany przez dwie katastrofy B737 MAX, jakie wydarzyły się w końcu 2018 i w marcu 2019 już kosztowały amerykański koncern ok. 9 mld dolarów. W tej kwocie mieszczą się utracone wpływy ze sprzedaży samolotów, które są uziemione na całym świecie, odszkodowania i inne kary. Nie mówiąc o winie Boeinga za śmierć 346 osób, które zginęły w tych dwóch wypadkach. Ile ostatecznie straciła cywilna część Boeinga w 2019 roku, dowiemy się 29 stycznia. Wtedy Boeing poda wyniki za IV kwartał 2019.
62- letni Calhoun jest -podobnie jak jego poprzednik, Dennis Muilenburg - weteranem przemysłu lotniczego. Od października 2019 jest przewodniczącym rady dyrektorów w Boeingu. Wtedy właśnie Muilenburg stracił to stanowisko, zachowując jednak funkcję prezesa przez kolejne dwa miesiące. Tyle, że Calhoun ma doświadczenie także w komunikacji kryzysowej, co zupełnie nie udawało się Muilenbergowi.
Byłemu prezesowi rynek długo nie zapomni, że natychmiast po katastrofie Ethiopian Airlines nie poleciał do Addis Abeby, żeby być z rodzinami ofiar i etiopskim przewoźnikiem, tylko prosto do Waszyngtonu. Tam namówił prezydenta Donalda Trumpa, aby wystąpił w obronie MAXów. I rzeczywiście prezydent to zrobił, starając się przekonać opinię publiczną, że ten typ Boeingów jest zbyt skomplikowany dla niektórych pilotów. Był to kolejny skandal. A potem było już tylko jeszcze gorzej.
Okazało się, że zmiana oprogramowania w MAXach nie jest tak prosta, jak Boeing zapewniał, zaczęły wychodzić zawstydzające informacje z firmy, a ostatnio została ujawniona korespondencja wewnętrzna, w tym mało eleganckie żarty z pilotów Lion Air.