– Starsi studenci gratulowali i współczuli nam – pamięta Magdalena Cielecka, którą Anna Polony uczyła wiersza, scen klasycznych i była opiekunem roku. – Pani profesor zaczynała od tego, że wchodziła na zajęcia stawiając swoją malutką torebkę na stole i prosiła o przyniesienie herbaty. I nigdy nie było wiadomo, jak się rzecz potoczy. Siedzieliśmy jak trusie.
Zarówno Magda Cielecka jak i Sonia Bohosiewicz pamiętają, że wolała chłopaków.
– Przedobry człowiek – twierdzi Józef Opalski. – Kupowała bułki i ciastka studentom, odwiedzała chorych. Tyle, że wymagała bardzo dużo i chciała szybko uzyskać efekt.
Polony uważa, że w teatrze wszystko jest ważne, czym można podziałać na widza – tak obraz, jak i słowo.
– Ja już jestem poza teatrem – mówi Anna Polony wzdychając. – Myślałam o sobie inaczej - że potrafię pójść z biegiem lat, z biegiem dni. Chwilami czuję się całkiem wyobcowana, a z drugiej strony dziękuję Bogu, że udało mi się pojawić na świecie w odpowiednimi miejscu i czasie, by znaleźć się w teatrze, który dawał artyście i widzom nie tylko wrażenia, przeżycia, ale także czegoś uczył, zgłębiał. Dzisiejszy teatr rzadko tak przemawia do widzów.
W 1960 roku Polony ukończyła Wydział Aktorski PWST w Krakowie. Debiutowała rolą Małej Polikseny w spektaklu Jeana Giraudoux „Wojny trojańskiej nie będzie” wyreżyserowanym przez Jerzego Kaliszewskiego w 1959 roku na deskach Starego Teatru. Potem ważnych ról było wiele – m.in. w „Dziadach” i „Wyzwoleniu” w reżyserii Swinarskiego, Dulskiej w „Z biegiem lat, z biegiem dni” Wajdy i Kłosińskiego. Zagrała też brawurowo Babcię w filmie „Rewers” Lankosza.