Takie seriale jak „Kibic” można oglądać 1:1 – ktoś powie wtedy o mało efektownym remisie – ale można też spojrzeć na nie z szerszej perspektywy. Moim zdaniem w obu konwencjach „Kibic” się broni, zwłaszcza dramaturgią bliską klasycznej tragedii: rzecz jest przecież o tym, czy można przełamać rodzinne i męskie fatum, czy tylko mutować wariantami tego samego samobójczego schematu w kolejnych pokoleniach.
Brzmi tajemniczo, bo zwrotów intrygi nie wolno spojlerować, ale wiele takich historii znają pewnie nie tylko polskie stadiony, osiedla i podwórka. Część z nich opisały media, a orzekały też sądy.