Gra o tron: Nadchodzi zima i globalna rewolucja

Czy saga fantasy i popularny serial mogą być równościowym, antywojennym i feministycznym manifestem? O „Grze o tron" rozmawiają Julia Kubisa i Adam Ostolski

Publikacja: 12.05.2012 01:01

Gra o tron: Nadchodzi zima i globalna rewolucja

Foto: HBO

Rozmowa pochodzi z tygodnika "Przekrój"

Rok temu pojawił się serial produkcji HBO „Gra o tron", co przyczyniło się do wzrostu popularności sagi Georga R.R. Martina „Pieśń lodu i ognia", która jest podstawą serialu. To wielowątkowa historia fantasy o świecie przypominającym średniowiecze, gdzie kilka potężnych rodów, nie przebierając w środkach, walczy o władzę nad północno-zachodnią krainą Westeros, a na południowym wschodzie kwitną starożytne królestwa oparte na handlu niewolnikami. Cały ten świat pogrąża się w nieustannych intrygach i wojnach, ignorując fakt, że grozi mu zagłada ze strony istot zwanych Innymi, które odradzają się na dalekiej północy.

Julia Kubisa:

Ta opowieść nas zafascynowała. Dlaczego?

Adam Ostolski:

Bo pokazuje, że kultura popularna może być niekonserwatywna. Inne seriale, które oglądałem ostatnio, np. „The Walking Dead" o ludziach walczących z zombie, to był dobry kontrapunkt do „Gry o tron". Jest świetny, ale jedno go odróżnia – systematycznie oducza empatii. „Gra..." odwrotnie, poszerza nie tylko intelektualne rozumienie świata, ale i empatię, rozumienie złożoności powodów, które kierują ludźmi. Nie ma czarno-białych postaci.

J.K.:

Za to bohaterowie ciągle się uczą i wciąż popełniają błędy – także dlatego, że wielu z nich jest bardzo młodych, są wręcz dziećmi. Błędy też łatwiej im wybaczyć, bo są młodzi. Co ciekawe, nie ma w tym świecie nastolatków, bohaterowie z dzieciństwa przeskakują od razu w dorosłość, po okresie przysposobienia, który zresztą trwa zbyt krótko. To pokazuje, jak bardzo nowoczesnym wynalazkiem jest wiek nastoletni.

Wojna

J.K.:

Poruszył mnie antywojenny wydźwięk serialu. Widać to w drugim sezonie, gdzie od początku wyeksponowane są sceny zabijania dzieci. To jest odrzucenie wizji wojny jako wydarzenia, które może kojarzyć się z widowiskowymi pojedynkami, szarżą lekkiej kawalerii, glorią zwycięstwa.

A.O.:

Wymowa antymilitarystyczna książki jest o tyle zniuansowana, że nie pozwala na prosty wniosek, iż wszystkie wojny są złe. Są tu też wojny, które trzeba prowadzić i wygrać, takie trochę wojny rewolucyjne (śmiech). Ale to nie znaczy, że są dobre.

Patriarchat

A.O.:

Uderza mnie, jak bardzo ten serial i książka są antypatriarchalne.

J.K.:

To jest wielki świat oglądany z perspektywy słabszych – karła, bękarta, uciekinierki, zakładniczki, przemytnika, dzieci. Są cały czas niepewni swojej pozycji, wciąż walczą. By w końcu żyć po swojemu?

A.O.:

Walczą o miejsce w świecie, który ich odrzuca. Nie muszą robić rewolucji w sensie ideologicznym, ale muszą zmienić zasady. Wiemy, że Danaerys i Jona – dwie postacie szczególnie lubiane przez fanów – zaprowadzi to bardzo daleko.

J.K.:

To społeczeństwo w ciągłym ruchu i zmianie. Kolejni chcą piąć się w górę i grać o tron. Już w pierwszym sezonie widzimy, że nawet na szczycie hierarchii społecznej nie można czuć się bezpiecznie. W tym jest też szansa dla bohaterów – odmieńców. Nie wierzę jednak, że będzie happy end.

A.O.:

Dobro musi jednak wygrać (śmiech).

Rodzina

J.K.:

Na początku myślałam, że pierwszoplanowa rodzina Starków z Winterfell jest średniowieczną wersją rodziny patchworkowej, z dziećmi urodzonymi i przysposobionymi. Zdałam sobie jednak sprawę, jak bardzo traumatyzująca jest struktura tej rodziny. Są tam pięcioro dzieci z prawego łoża, nieślubny syn lorda oraz giermek – zakładnik zabrany ojcu, by być żywym zastawem za utrzymanie pokoju. Zaczynamy zauważać, jak wiele targów politycznych stoi za tą fasadą. Orientujemy się, że wielu dorosłych ma za sobą to doświadczenie wielkiego stresu i pomieszania – wobec kogo mają być lojalni, kogo mają kochać, kto się będzie o nich szczerze troszczył – i nic dziwnego, że wszyscy grają o tron, jeśli tak wcześnie stykają się z relacjami opartymi nie na zaufaniu, ale na podejrzliwości – to zaleta książki, że pokazuje psychologiczne konsekwencje społecznych rozwiązań uznawanych za oczywiste.

A.O.:

Niewiele jest czarnych charakterów. Nawet takie postaci, którym życzymy, żeby przegrały, mają motywacje, jakie jesteśmy w stanie zrozumieć. Myślę zwłaszcza o Theonie, który w drugim sezonie przechodzi głęboką przemianę. Na początku jest podopiecznym i zakładnikiem lorda Starka. Po niespodziewanej śmierci Neda Starka Theon podejmuje próbę nawiązania sojuszu między Starkami a swoim ojcem. Na pytanie ojca, czy cieszy się ze śmierci Neda, odpowiada wymijająco. Dlaczego?

J.K.:

On jest w fazie buntu przeciwko wszystkim, uznaje, że w Winterfell doznawał chłodu emocjonalnego, nie był kochany i doceniany.

A.O.:

Dodajmy, że Ned Stark wiedział, że będzie musiał zabić Theona, jeśli jego ojciec się znowu zbuntuje przeciw królowi. Będzie musiał zabić chłopca, którego wychowywał i karmił.

J.K.:

Theon więc reinterpretuje wszystko na „nie" – wylewa wszystkie żale, by zerwać z miejscem i ludźmi, z którymi się wychował – bo chce odzyskać swój status w rodzinie urodzenia, na Żelaznych Wyspach. Tylko że on był tam zastraszonym, nieszczęśliwym dzieckiem, miał dwóch brutalnych starszych braci – i to w Winterfell znalazł jednak dobre relacje. Ale to odkryje znacznie później. Na razie cały czas musi udowadniać, że jest twardzielem.

A.O.:

Doznaje po drodze różnych nieszczęść.

J.K.:

Odczytuję go jako chłopaka, który bardzo chce grać w patriarchalną grę i myśli, że jeśli będzie stosował się do zasad, które w jego mniemaniu budują pozycję – czyli przechwalał się swoim męstwem i sprawnością seksualną – to zwycięży. A okazuje się, że ta gra jest oparta na innych, bardziej brutalnych i skomplikowanych zasadach. W tym sensie Theon jest tragiczną postacią. Rozpaczliwie usiłuje zdobyć wiodącą pozycję, dokonuje rzeczy strasznych, przez co jeszcze bardziej przegrywa.

A.O.:

Na dodatek w różnych częściach Westeros obowiązują inne reguły: co to znaczy być wojownikiem, jakie są więzi rodzinne, pozycja ojca, pozycja kobiet? Theon nie zna reguł gry obowiązujących w jego rodzinnych stronach, myśli, że to, czego nauczył się w Winterfell, wszędzie wygląda tak samo. W postaci Theona odsłania się oszustwo patriarchatu, który obiecuje: „Jeśli będziesz grać według zasad i się starać, to wygrasz", a tak naprawdę ludziom przypisane są pozycje i w zależności od statusu nie mają prawa grać w niektóre gry.

Kobiety

J.K.:

Widzimy, jak wygląda życie kobiet – zarządzanie gospodarstwami domowymi, uczestnictwo w intrygach politycznych, ale bez pierwszoplanowych ról. W drugim tomie lady Catelyn Stark rozmawia z kobietą rycerzem Brienne z Tarthu na temat macierzyństwa i batalii, jaką kobieta w samotności musi stoczyć na łożu porodowym. Jednocześnie kobiety również uczestniczą w grze o tron. I czy coś mogą zrobić?

A.O.:

Okazuje się, że całkiem sporo, ale jest to bardzo trudne. Nawet jeśli przełamują bariery – jak królowa Cersei, która chce sama kierować państwem, czy Brienne, która zostaje rycerzem – płacą za to wysoką cenę.

J.K.:

Ciekawą postacią jest wprowadzona w serialu prostytutka Ros, przy której mężczyźni pokazują swoje prawdziwe oblicze – swoje obawy, kompleksy, swoją nikczemność. Oznacza to, że dysponuje ona pewną nieformalną władzą. Czy jest w stanie jednak ją wykorzystać, skoro jest tak nisko w strukturze społecznej?

Bliscy

J.K.:

Rzadko się udaje w taki umiejętny i dyskretny sposób pokazać, że macierzyństwo to trochę kwadratura koła. To znaczy, że można się zawsze bardzo starać, ale i tak mieć poczucie niedosytu i kardynalnych błędów, które są nie do naprawienia. Gdy pięcioro dzieci Catelyn Stark rozprasza się po całym królestwie, ona znajduje się w takiej sytuacji, że walcząc o jedno dziecko, osłabia pozycję pozostałych. Gdy decyduje się na ważny polityczny ruch, by ratować swoje córki – jej czyn jest nazwany szaleństwem zbolałej wdowy i matki, mimo że mężczyźni dokonują podobnych szaleństw. W oglądzie społecznym to, co ona robi, jest jej prywatną sprawą, a tu pokazane są nierozwiązywalne dylematy, które wpływają na polityczną rzeczywistość.

A.O.:

Najwięcej zaufania jest w otoczeniu pretendenta do korony Renly'ego Baratheona. Jego homoseksualny związek z Lorasem Tyrrelem pokazany jest jako silna, wspierająca relacja. W ramach budowania sojuszy zawiera małżeństwo z siostrą swojego kochanka Margaery Tyrrel i także ten związek ma potencjał bycia czymś więcej niż tylko dynastycznym układem.

J.K.:

To jest główna tęsknota w tym świecie – do relacji opartej na zaufaniu, bardziej nawet niż do romantycznej miłości. Bohaterowie tęsknią za skrawkiem rzeczywistości, w którym mogą z drugą osobą mieć poczucie bezpieczeństwa i zaufania. Smutne jest to, że takich relacji właściwie w tym świecie nie ma.

Zwierzęta

A.O.:

Chyba że z wilkorami...

J.K.:

Właśnie, w „Grze o tron" pojawiają się magiczne stworzenia. Wiemy, że smoki będą powodować problemy, natomiast wilkory – podobne do wilków, ale znacznie od nich większe zwierzęta będące w herbie rodu Starków – wchodzą w symbiozę z dziećmi, do których należą. Dla dzieci Starków wilkory są źródłem poczucia bezpieczeństwa. To ktoś, na kogo mogą zawsze liczyć, i tym bardziej dramatyczne są wątki, w których dziecko musi się rozstać z wilkorem bądź gdy wilkor zostaje zabity.

A.O.:

Więź dzieci z wilkorami to nie tylko jedna tożsamość w dwóch ciałach. Wilkor jest nauczycielem widzenia świata oczami zwierząt. Świat społeczny dzięki wilkorom poszerza się i to jest dla dzieci źródłem siły.

J.K.:

Dzieci na początku mają obawy, ale momenty, w których wchodzą we śnie w ciało wilkora, dają poczucie kontroli. Tak jak w przypadku Aryi, która za dnia jest słabą, chudą dziewczynką zamkniętą w potwornym Harrenhall, a w nocy widzi świat oczyma swojego wilkora, przywódczyni stada. Dzieci samodzielnie muszą nauczyć się rozumieć tę więź i udaje im się, bo są otwarte, ufne, nie mają w sobie ograniczeń, które narzuca potem świat dorosłych.

Mur

J.K.:

Czy książka i serial są tylko o wojnach toczonych przez kolejne pokolenia?

A.O.:

Chyba raczej o tym, że przez całe życie koncentrują się na nieistotnych konfliktach, mimo że za rogiem rośnie niewyobrażalne zagrożenie. Czym ono jest? Jak je odbierać? Może to coś w rodzaju zagrożenia klimatycznego...

J.K.:

Na północy tego świata istnieje wyraźna granica, Mur zbudowany z lodu i magii, obsadzony przez Nocną Straż, która chroni resztę świata. Przed kim? W Westeros zapomniano o pierwotnej przyczynie odgrodzenia się oraz o istocie niebezpieczeństwa. W zamian buduje się nowe przyczyny, zastępcze. Mówi się, że Mur chroni przed Dzikimi – wolnym ludem, żyjącym w społecznościach zbieracko-łowieckich. Wyolbrzymia się ich przewiny, zapominając, że w cywilizowanym świecie Westeros ludzie robią znacznie gorsze rzeczy. Takie mury jak w Czechach wokół osiedli romskich, mur na granicy amerykańsko-meksykańskiej czy mur oddzielający Izrael od terytoriów okupowanych dobrze znamy. Okazuje się, że Dzicy za Murem po prostu żyją prościej, „nie klękają", kochają swoje dzieci, a kobiety cieszą się znacznie większą swobodą. W Westeros za to handluje się wymiennie kobietami i dziećmi w ramach paktów, sojuszy politycznych. Tymczasem odrzucanie myśli o tym, że Mur ma chronić przed wielkim złem, jest dość powszechne i każde nawoływanie do tego, by odrzucić spory i zjednoczyć się w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa, jest odczytywane jako naiwne. Dlatego też zagrożenie klimatyczne jest dobrym kluczem.

A.O.:

Albo nieposkromione dążenia kapitału. Po II wojnie światowej zbudowano państwo dobrobytu, by chronić ludzi, i teraz te mury zabezpieczeń socjalnych broniących przed ubóstwem i wyzyskiem są systematycznie naruszane oraz rozbierane.

Rewolucja

J.K.:

O Martinie mówi się, że jest nowym Tolkienem. Czy rzeczywiście? W „Pieśni lodu i ognia" Martin daleko odszedł od tolkienowskiego dzielenia ludzi na dobrych białych i złych śniadych ze Wschodu.

A.O.:

Martin pokazuje globalną rewolucję na globalnym południu – wprowadza bohaterów, którzy walczą o bardziej egalitarną wizję świata i są gotowi na wywrócenie hierarchii społecznej. Jon i Danaerys...

J.K.:

... nie potrafią wytłumaczyć swoim sojusznikom, o co im chodzi, bo kierują się głębokim moralnym poczuciem, że rzeczywistość trzeba zmienić.

A.O.:

Danaerys musi zmierzyć się z grą realnych interesów, które stoją jej na drodze. Sama została sprzedana przez brata za obietnicę korony i instytucja niewolnictwa budzi w niej obrzydzenie. Jon musi zmierzyć się z tymi, którzy nie rozumieją, jak ważne jest uchwycenie wspólnego interesu i zbudowanie nowych sojuszy. Chce prowadzić ludzi w słusznym kierunku, ale nie potrafi zrozumieć ich uwarunkowań. You know nothing, Jon Snow.

J.K.:

A czy wiemy coś, czego nie wie Jon? Na przykład kim byli jego rodzice?

A.O.:

Chyba wiemy, kim byli rodzice Jona Snowa.

Rozmowa została opublikowana w tygodniku "Przekrój" w maju 2012 r.

Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu