A.O.:
Doznaje po drodze różnych nieszczęść.
J.K.:
Odczytuję go jako chłopaka, który bardzo chce grać w patriarchalną grę i myśli, że jeśli będzie stosował się do zasad, które w jego mniemaniu budują pozycję – czyli przechwalał się swoim męstwem i sprawnością seksualną – to zwycięży. A okazuje się, że ta gra jest oparta na innych, bardziej brutalnych i skomplikowanych zasadach. W tym sensie Theon jest tragiczną postacią. Rozpaczliwie usiłuje zdobyć wiodącą pozycję, dokonuje rzeczy strasznych, przez co jeszcze bardziej przegrywa.
A.O.:
Na dodatek w różnych częściach Westeros obowiązują inne reguły: co to znaczy być wojownikiem, jakie są więzi rodzinne, pozycja ojca, pozycja kobiet? Theon nie zna reguł gry obowiązujących w jego rodzinnych stronach, myśli, że to, czego nauczył się w Winterfell, wszędzie wygląda tak samo. W postaci Theona odsłania się oszustwo patriarchatu, który obiecuje: „Jeśli będziesz grać według zasad i się starać, to wygrasz", a tak naprawdę ludziom przypisane są pozycje i w zależności od statusu nie mają prawa grać w niektóre gry.
Kobiety
J.K.:
Widzimy, jak wygląda życie kobiet – zarządzanie gospodarstwami domowymi, uczestnictwo w intrygach politycznych, ale bez pierwszoplanowych ról. W drugim tomie lady Catelyn Stark rozmawia z kobietą rycerzem Brienne z Tarthu na temat macierzyństwa i batalii, jaką kobieta w samotności musi stoczyć na łożu porodowym. Jednocześnie kobiety również uczestniczą w grze o tron. I czy coś mogą zrobić?
A.O.:
Okazuje się, że całkiem sporo, ale jest to bardzo trudne. Nawet jeśli przełamują bariery – jak królowa Cersei, która chce sama kierować państwem, czy Brienne, która zostaje rycerzem – płacą za to wysoką cenę.
J.K.:
Ciekawą postacią jest wprowadzona w serialu prostytutka Ros, przy której mężczyźni pokazują swoje prawdziwe oblicze – swoje obawy, kompleksy, swoją nikczemność. Oznacza to, że dysponuje ona pewną nieformalną władzą. Czy jest w stanie jednak ją wykorzystać, skoro jest tak nisko w strukturze społecznej?
Bliscy
J.K.:
Rzadko się udaje w taki umiejętny i dyskretny sposób pokazać, że macierzyństwo to trochę kwadratura koła. To znaczy, że można się zawsze bardzo starać, ale i tak mieć poczucie niedosytu i kardynalnych błędów, które są nie do naprawienia. Gdy pięcioro dzieci Catelyn Stark rozprasza się po całym królestwie, ona znajduje się w takiej sytuacji, że walcząc o jedno dziecko, osłabia pozycję pozostałych. Gdy decyduje się na ważny polityczny ruch, by ratować swoje córki – jej czyn jest nazwany szaleństwem zbolałej wdowy i matki, mimo że mężczyźni dokonują podobnych szaleństw. W oglądzie społecznym to, co ona robi, jest jej prywatną sprawą, a tu pokazane są nierozwiązywalne dylematy, które wpływają na polityczną rzeczywistość.
A.O.:
Najwięcej zaufania jest w otoczeniu pretendenta do korony Renly'ego Baratheona. Jego homoseksualny związek z Lorasem Tyrrelem pokazany jest jako silna, wspierająca relacja. W ramach budowania sojuszy zawiera małżeństwo z siostrą swojego kochanka Margaery Tyrrel i także ten związek ma potencjał bycia czymś więcej niż tylko dynastycznym układem.
J.K.:
To jest główna tęsknota w tym świecie – do relacji opartej na zaufaniu, bardziej nawet niż do romantycznej miłości. Bohaterowie tęsknią za skrawkiem rzeczywistości, w którym mogą z drugą osobą mieć poczucie bezpieczeństwa i zaufania. Smutne jest to, że takich relacji właściwie w tym świecie nie ma.
Zwierzęta
A.O.:
Chyba że z wilkorami...
J.K.:
Właśnie, w „Grze o tron" pojawiają się magiczne stworzenia. Wiemy, że smoki będą powodować problemy, natomiast wilkory – podobne do wilków, ale znacznie od nich większe zwierzęta będące w herbie rodu Starków – wchodzą w symbiozę z dziećmi, do których należą. Dla dzieci Starków wilkory są źródłem poczucia bezpieczeństwa. To ktoś, na kogo mogą zawsze liczyć, i tym bardziej dramatyczne są wątki, w których dziecko musi się rozstać z wilkorem bądź gdy wilkor zostaje zabity.
A.O.:
Więź dzieci z wilkorami to nie tylko jedna tożsamość w dwóch ciałach. Wilkor jest nauczycielem widzenia świata oczami zwierząt. Świat społeczny dzięki wilkorom poszerza się i to jest dla dzieci źródłem siły.
J.K.:
Dzieci na początku mają obawy, ale momenty, w których wchodzą we śnie w ciało wilkora, dają poczucie kontroli. Tak jak w przypadku Aryi, która za dnia jest słabą, chudą dziewczynką zamkniętą w potwornym Harrenhall, a w nocy widzi świat oczyma swojego wilkora, przywódczyni stada. Dzieci samodzielnie muszą nauczyć się rozumieć tę więź i udaje im się, bo są otwarte, ufne, nie mają w sobie ograniczeń, które narzuca potem świat dorosłych.
Mur
J.K.:
Czy książka i serial są tylko o wojnach toczonych przez kolejne pokolenia?
A.O.:
Chyba raczej o tym, że przez całe życie koncentrują się na nieistotnych konfliktach, mimo że za rogiem rośnie niewyobrażalne zagrożenie. Czym ono jest? Jak je odbierać? Może to coś w rodzaju zagrożenia klimatycznego...
J.K.:
Na północy tego świata istnieje wyraźna granica, Mur zbudowany z lodu i magii, obsadzony przez Nocną Straż, która chroni resztę świata. Przed kim? W Westeros zapomniano o pierwotnej przyczynie odgrodzenia się oraz o istocie niebezpieczeństwa. W zamian buduje się nowe przyczyny, zastępcze. Mówi się, że Mur chroni przed Dzikimi – wolnym ludem, żyjącym w społecznościach zbieracko-łowieckich. Wyolbrzymia się ich przewiny, zapominając, że w cywilizowanym świecie Westeros ludzie robią znacznie gorsze rzeczy. Takie mury jak w Czechach wokół osiedli romskich, mur na granicy amerykańsko-meksykańskiej czy mur oddzielający Izrael od terytoriów okupowanych dobrze znamy. Okazuje się, że Dzicy za Murem po prostu żyją prościej, „nie klękają", kochają swoje dzieci, a kobiety cieszą się znacznie większą swobodą. W Westeros za to handluje się wymiennie kobietami i dziećmi w ramach paktów, sojuszy politycznych. Tymczasem odrzucanie myśli o tym, że Mur ma chronić przed wielkim złem, jest dość powszechne i każde nawoływanie do tego, by odrzucić spory i zjednoczyć się w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa, jest odczytywane jako naiwne. Dlatego też zagrożenie klimatyczne jest dobrym kluczem.
A.O.:
Albo nieposkromione dążenia kapitału. Po II wojnie światowej zbudowano państwo dobrobytu, by chronić ludzi, i teraz te mury zabezpieczeń socjalnych broniących przed ubóstwem i wyzyskiem są systematycznie naruszane oraz rozbierane.
Rewolucja
J.K.:
O Martinie mówi się, że jest nowym Tolkienem. Czy rzeczywiście? W „Pieśni lodu i ognia" Martin daleko odszedł od tolkienowskiego dzielenia ludzi na dobrych białych i złych śniadych ze Wschodu.
A.O.:
Martin pokazuje globalną rewolucję na globalnym południu – wprowadza bohaterów, którzy walczą o bardziej egalitarną wizję świata i są gotowi na wywrócenie hierarchii społecznej. Jon i Danaerys...
J.K.:
... nie potrafią wytłumaczyć swoim sojusznikom, o co im chodzi, bo kierują się głębokim moralnym poczuciem, że rzeczywistość trzeba zmienić.
A.O.:
Danaerys musi zmierzyć się z grą realnych interesów, które stoją jej na drodze. Sama została sprzedana przez brata za obietnicę korony i instytucja niewolnictwa budzi w niej obrzydzenie. Jon musi zmierzyć się z tymi, którzy nie rozumieją, jak ważne jest uchwycenie wspólnego interesu i zbudowanie nowych sojuszy. Chce prowadzić ludzi w słusznym kierunku, ale nie potrafi zrozumieć ich uwarunkowań. You know nothing, Jon Snow.
J.K.:
A czy wiemy coś, czego nie wie Jon? Na przykład kim byli jego rodzice?
A.O.:
Chyba wiemy, kim byli rodzice Jona Snowa.
Rozmowa została opublikowana w tygodniku "Przekrój" w maju 2012 r.