Dwa trupy zamiast cudu

Zakończona w niedzielę Boska Komedia jak zwykle najszybciej diagnozuje polski teatr i naszą rzeczywistość. Pokazała polsko-polską wojnę, piekło szowinizmu, hipokryzję lewicowej narracji, ale też wzory tolerancji zgodnie z hasłem „Czuły narrator”, nawiązującym do Olgi Tokarczuk.

Aktualizacja: 14.12.2020 10:49 Publikacja: 14.12.2020 10:44

"Powrót do Reims"

"Powrót do Reims"

Foto: Materiały prasowe, Monika Stolarska

Zakończony w niedzielę najważniejszy w Polsce festiwal teatralny, który sumuje sezon, ale też nadaje ton dyskusji poprzez prapremiery, odbył się w tym roku – z powodu pandemii - bez konkursu z udziałem międzynarodowego jury. Na platformie PlayKraków można było oglądać wszystkie spektakle za darmo, a wystartowała również Boska Komedia TV z dyskusjami m. in. na temat mobbingu i molestowania w teatrze. Zanotowano rekordową liczbę sesji komputerowych: 28,5 tysiąca. Ale widzów przed ekranami było zdecydowanie więcej.

Dobrą zapowiedzią styczniowej premiery „Biegunów” wg Olgi Tokarczuk w reżyserii Michała Zadary stał się pierwszy pokaz koprodukcji Łaźni Nowej i Powszechnego z Warszawy w formie work in progress.

Najważniejszą premierą był jednak „Powrót do Reims” Katarzyny Kalwat z Jackiem Poniedziałkiem. W odzewie na świetną oglądalność bezpośredniej transmisji (2400 sesji komputerowych) - w niedzielę nadano powtórkę. Koprodukcja Łaźni Nowej i Nowego Teatru na podstawie tekstu Beniamina Bukowskiego nawiązuje do głośnej książki francuskiego filozofa i socjologa Didiera Eribona, z którą współgra kreacja i biografia Jacka Poniedziałka. Także w opowieści o trudnym dzieciństwie na robotniczych przedmieściach, w rodzinie nie wolnej od przemocy, która nie wspiera homoseksualnego dziecka i jego coming outu. Francuz dokonał go dopiero po wyjeździe do Paryża, zaś Poniedziałek w Warszawie.

Zaskakujący spektakl idzie jednak dalej. Dla takich bohaterów jak Eribon i polski aktor - nietolerancja wciąż pozostaje problemem. Poniedziałek podkreśla to mocnymi monologami, przywołując homofobiczne epitety. Niełatwo je znieść, również ze względu na bombardujące spojrzenie aktora skierowane w oko kamery i wszystkich tych, którzy zgrzeszyli nienawiścią lub „tylko” protekcjonalnością. Trudne jest też znalezienie remedium na to, że biografie i doświadczenia osób wykluczanych, walczących o przetrwanie w blokowiskach - są zawłaszczane przez elity, w tym liberalne i lewicowe. Tych, którzy są za młodzi, by zrozumieć piekło odrzucenia w poprzednich dekadach, a nie pomaga w tym również pochodzenie z dobrze sytuowanych, wielkomiejskich rodzin oraz edukacja w drogich, płatnych szkołach zwanych społecznymi. Takie zaś bywa podglebie tak zwanej „lewicy latte”, która w mediach i kawiarnianych dyskusjach manifestuje empatię dla poniżanych, co miewa wyłącznie werbalny wymiar, opakowany w lekko strawną polityczną poprawność, niwelującą ostrość konfliktów.
 
Sztuka rozgrywa się w studio liberalnej telewizji, gdzie duet elokwentów i erudytów grany przez Martę Malikowską i Yacine Zmita zaprasza na spotkanie z bohaterem książki „Powrót do Reims”. Ale zamiast oddać mu głos, z częstą w środowisku dziennikarskim gadatliwością i przekonaniem, że wszystko wiemy lepiej -  nie daje wypowiedzieć się gościowi. „Chciałem powiedzieć, że tu nic nie można powiedzieć” – mówi w końcu poirytowany Eribon. Ważniejsze od jego przeżyć i przemyśleń są choćby reklamy, które lansują jogę oraz modne i snobistyczne propozycje dla elit, pomagające sobie radzić z własną agresją. Ale właśnie dopiero wściekłość i krzyk bohatera granego przez Poniedziałka, pomaga przebić się przez medialny bełkot. Mówi wtedy, że wiele zaszczutych homoseksualnych dzieci popełnia samobójstwo. On przeżył, ale dramatycznie rozdarty i zagubiony. Nigdy nie będzie pewien kim jest naprawdę: homoseksualnym mężczyzną z prowincji czy cenionym profesorem z elitarnej uczelni? Jego wewnętrzna pewność na zawsze została zakłócona, zaś doświadczenia bolesnego dojrzewania są stygmatem nie do wymazania. Wiele daje do myślenia finał, gdy Poniedziałek wybiega ze studia na podwórko krakowskiej Nowej Huty. Zagląda za okna peerelowskich bloków, wyczuwając dramaty, które rozegrały się i wciąż się rozgrywają na wszystkich robotniczych przedmieściach świata. Tak jakby był znowu chłopakiem z blokowiska, wskakuje na trzepak. Przebierając nogami, idzie w powietrzu. Nerwowo. Na zawsze pozbawiony gruntu pod stopami, jaki daje kochająca rodzina i tolerancyjne sąsiedztwo.


Z kwestią reakcji na nietypową tożsamość radzi sobie bohater musicalu „Gracjan Pan” z wrocławskiego Capitolu w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego. Tytułowy bohater inspirowany jest youtuberem Gracjanem Roztockim, który z dziecinną wręcz naiwnością teletubisia namawia widzów do tolerancji i szacunku dla innych. Przekonując, że w życiu można cieszyć się codziennymi drobiazgami, takimi jak przygotowanie frytek, a także komunikowaniem się przez „okienko” Internetu. Zwłaszcza, gdy uda się zwalczyć hejt.

Cezary Tomaszewski dał też na Boskiej Komedii premierę nowej interpretacji „Cudu mniemanego, czyli Krakowiaków i Górali” Wojciecha Bogusławskiego. Na scenie Teatru im. Bogusławskiego przeniósł narodową śpiewogrę w konwencję musicalu country. Dopisał też współczesną biografię studentowi Bardosowi, który powracając do wsi Mogiła ma w cudowny sposób zapobiec konfliktowi krakowiaków i górali o piękną Basię. Bohater Tomaszewskiego, tak samo jak bohater Katarzyny Kalwat,  dopiero w aurze wielkiego miasta przełamał wstyd i dokonał coming outu. Spektakl podejmuje również temat równouprawnienia kobiet, stereotypów związanych z wiekiem kobiet („stara baba”). Niestety, razi „łatopatologią”, przez co poglądy reżysera nie przełożyły się tym razem na wysoką jakość widowiska. Intrygująca jest jednak pointa: przekonuje, że realnej emancypacji nie można dokonać w marzeniu lub we śnie. Trzeba zaryzykować całym swoim życiem.

Ryzykiem była obciążona adaptacja „Nad Niemnem” wg powieści Elizy Orzeszkowej uważanej przez wielu za jedną z najkoszmarniejszych lektur. Reżyser Jędrzej Piaskowski i autor adaptacji Hubert Sulima, młody, ale już utytułowany duet, dał aktorom lubelskiego Teatru im. Osterwy szansę na arcydzieło gry zespołowej, wykorzystane w stu procentach także w indywidualnych kreacjach. Powstał wysmakowany spektakl kostiumowy, podszyty lekkim pastiszem, podobnie jak wcześniejsze lubelskie „Trzy siostry” duetu.
W adaptacji Czechowa czuć było dystans do bohaterów. Tym razem, wystawiając „spektakl dla narodu”, duet chciał być klasyczny w formie, komunikatywny, a jednocześnie dać Polakom przykład tego jak zasypywać podziały i szukać zgody wzorem Korczyńskich i Bohatyrowiczów. Ale trudno nie zauważyć, że w bajkowej narracji, przeważa krytyka tak zwanych elit oraz idealizacja ludu. Wraz z pojawieniem się króla Zygmunta Augusta, który przypomina o mitycznym Janie i Cecylii oraz nadaniu im szlachectwa za „bohaterstwo pracy” – chłopomania osiąga wręcz socrealistyczny wymiar, wszakże z treścią, która odpowiadałaby, na przykład, ministrowi Przemysławowi Czarnkowi. Chociażby w kwestii apoteozy małżeństwa, która, niestety, w polskiej debacie bywa używana także jako argument przeciwko mniejszościom seksualnym. Zaś padające ze sceny „Szczęść Boże”, nie jest dziś wyłącznie kojarzone z ewangeliczną pochwałą chrześcijaństwa, tylko również z tymi, którzy używają Kościoła i ambony do szerzenia nienawiści.

O tej dwuznaczności jednak za Piaskowskiego i Sulimę na Boskiej Komedii powiedział Jacek Poniedziałek w „Powrocie do Reims”, nazywając „załganymi oszustami” lewicowych dziennikarzy, namawiających go do bezwarunkowego uwielbienia ludu. Poniedziałek przypomina, że lud uwielbia nienawiść szerzoną przez „narodową telewizję” i bywa tak straszny, że nie ma ochoty się z nim bratać, tylko czeka na prawdziwą społeczną rewolucję.

Byłoby wspaniale, gdyby Polacy pogodzili się dziś tak jak Korczyńscy i Bohatyrowicze. Obawiam się, niestety, że przy obecnych nastrojach bliższy rzeczywistości niż, skądinąd wybitnie zagrany i wyreżyserowany spektakl Piaskowskiego-Sulimy, jest finał niedoskonałych „Krakowiaków i górali”. Tam zaś ceną zawarcia homoseksualnego ślubu są wniesione na scenę dwa trupy: krakowiaka i górala.

Cud pojednania można na razie włożyć między bajki.

Teatr
Konkurs w Teatrze Narodowym: Klata 3 głosy, Kotański 2 głosy
Materiał Promocyjny
Gospodarka natychmiastowości to wyzwanie i szansa
Teatr
Konkurs na dyrektora Teatru Narodowego. Tajne/poufne, czyli co reżyseruje ministra Hanna Wróblewska?
Teatr
„Seks, Hajs i Głód”, czyli przydałby się wykrywacz teatralnych postaci
Teatr
Perceval wystawia Zolę w Krakowie
Materiał Promocyjny
Suzuki Vitara i S-Cross w specjalnie obniżonych cenach. Odbiór od ręki
Teatr
„Nie trzeba było tego mówić”, czyli jak wywołaliśmy aferę
Materiał Promocyjny
Wojażer daje spokój na stoku