Na scenie kameralnej krakowskiego Starego Teatru człowiek unieruchomiony na wózku inwalidzkim, prosi o eutanazję. W pustawym, pozbawionym właściwości szpitalnym wnętrzu są opiekun sparaliżowanego i nieskomplikowana maszyna umożliwiająca bezbolesne rozstanie się ze światem. To Thanatron, autentyczny wynalazek „Doktora śmierć", Jacka Kevorkiana, a zdecydowany na odejście mężczyzna to Stary Kordian (Adam Nawojczyk), bohater dramatu Juliusza Słowackiego.
Intrygująca interpretacja tekstu nie przekłada się na sukces inscenizacji
Także sanitariusz to postać nieprzypadkowa – Młody Kordian (Szymon Czacki) – nie tylko pielęgniarz, ale także alter ego głównego bohatera, katalizator jego emocji, współczujący, ale pozbawiony złudzeń. Rozpisana na dwa głosy wewnętrzna dysputa tworzy konstrukcję całego spektaklu. Szymon Kaczmarek odczytał „Kordiana" ciekawie i konsekwentnie. Dokonał wielu skrótów, przemieszczeń tekstu radykalnych, ale mocno zakotwiczonych w dramacie. Powstała opowieść o pragnieniu śmierci, od pierwszych monologów Kordiana po sceny jego zaangażowania w spisek koronacyjny. Jednak nie chodzi o typowo romantyczną konwencję lub chorobową, patologiczną, destrukcyjną potrzebę. To spektakl o świadomej rezygnacji, o zauroczeniu śmiercią i podporządkowaniu jej całego życia.
Bohater Słowackiego już jako 15-latek zyskuje na czole „kainowe piętno" – bliznę po samobójczym zamachu. Kiedy obserwuje przyrodę, widzi śmierć wbudowaną w nieuchronny cykl pór roku. Kiedy wpisuje wiersz do sztambucha ukochanej, snuje marzenia o życiu pozagrobowym. Uwolnienia od śmierci nie daje mu też religia (scena u papieża).
Monolog na Mont Blanc oscyluje więc między śmiercią a patriotycznym czynem, który jedynie odwlecze ostateczne pragnienie. Intrygująca interpretacja tekstu nie do końca przekłada się jednak na sukces inscenizacji. Są chwile, kiedy dramat Słowackiego stawia jej opór.