Ale przecież Paweł Demirski jakby ewokował tę klęskę. We wstępie do programu teatralnego niczym Adam Mickiewicz w przedmowie do „Dziadów. Części III" dał klarowny opis współczesnej sobie Polski:
„Najnowsza historia polityczna Polski naznaczona jest pasmem rozmaitych afer. Większość z nich pozostaje nierozwiązana. Polskie afery żyją tyle, ile gazety codzienne. Emocjonują przez kilka dni i odchodzą w zapomnienie. Bezsilność polskiej demokracji względem tych wydarzeń to słabość, a może istota obecnego systemu. Uwaga ludzi skupia się wokół przejawów, a nie powodów. Ile zakulisowych, korupcyjnych rozmów i niezgodnych z prawem zachowań nie ujrzało nigdy światła dziennego? Z iloma stenogramami nigdy się nie zapoznamy? Zresztą po co nam one, jeżeli nic z nich nie wyniknie? Paweł Demirski".
Właśnie – chciałoby się powiedzieć. Przecież wszyscy wiedzą, wszyscy wiemy, jak wygląda nasz kraj. I przywoływanie afer, cytowanie wszystkich tych nagranych rozmów, a później obserwowanie, jak komisje śledcze albo rzecznicy prasowi zamiatają sprawy pod dywan, jest czynnością powtarzalną i niezbyt już inspirującą.
Ślizg po powierzchni zjawisk
I tak samo niewiele wynika ze spektaklu Demirskiego/Strzępki. Cóż, że potwierdzają najostrzejsze diagnozy oszołomów, cóż, że punkt po punkcie wykazują, jak powiązani ze służbami ludzie wyprowadzają gigantyczne pieniądze z PKP, jak niszczą infrastrukturę, jak rozkradają majątek narodowy, skoro brzmi to pusto. Nawet krew ofiar kolejowych katastrof nie robi należytego wrażenia, choćby aferzyści smarowali się nią od stóp do głów. A muzyka? Nerwowe smyczki mające podbijać tempo i sugerować nadciągające przesilenie? Po co to wszystko, skoro i tak wiadomo, że nic, że pusto?
Owszem, to bardzo szlachetne, że ujmują się za oszołomami, że prezentują nawet coś na kształt samouczka oszołoma, który chce dotrzeć ze swą wiedzą do władz: „Przepraszam, panie pośle, możemy na chwilę porozmawiać, na chwilę, panie pośle, niech mi pan powie, panie prokuratorze..., idzie, nie spojrzy w oczy i skręci w pierwszy korytarz. Dlatego zawsze trzeba się ustawiać na takich korytarzach, w których nie można skręcić... pisałem do pana list do kancelarii... i do kancelarii rady ministrów... Nie wyglądać na człowieka upośledzonego, garnitur, wieczne pióro w klapie, dobrej jakości zegarek. Garnitur, mam, człowiek musi się zadłużać, kurwa, na garnitur, fryzjera i buty...".
I zgoda, przecież jest i modlitwa, wzdychanie oszołoma zatrutego nienawiścią z powodu wielkiej katastrofy, z mnóstwem ofiar, która potwierdziłaby jego diagnozy o rozpadzie kolei: „Dwa składy. Wagon kobiet w ciąży jadących do szkoły rodzenia. Emeryci i kombatanci, Młodzież sportowa i piłkarze i doradcy piłkarzy... i trochę elit... niestety, przeżyli tylko ci. Elity. Tylko ci przeżyli... i wszyscy mają za złe...".