Za rolę we „Wstydzie” Marka Modzelewskiego, którą wrócił pan do teatru po latach przerwy, dostał pan Nagrodę im. Zelwerowicza, przyznawaną za kreację sezonu. Teraz reżyserując „Kto chce być Żydem” tego samego autora, debiutuje pan jako reżyser. Co zdecydowało, że przeszedł pan na drugą stronę?
To się wzięło z mojego malkontenctwa, z niezadowolenia, gdy chodziłem do teatrów. Zbiegiem okoliczności byłem na premierze „Kto chce być Żydem” w reżyserii Wojtka Malajkata w warszawskim Współczesnym. Pomyślałem „Wojtek, Wojtek, wiele bym poprawił”. Mówiłem wtedy: „Ach, to nie tak, inaczej trzeba to zrobić”, aż w końcu pomyślałem: „Przestań chłopie marudzić, czas zakasać rękawy i jak coś ci się nie podoba – zrób tak, żeby ci się podobało”. Swoje postanowienie wygadałem Izie Kunie i Markowi Modzelewskiemu, co doszło do uszu Ewy Pilawskiej, dyrektorki Teatru Powszechnego w Łodzi, ale wiele zawdzięczam też przecież Wojtkowi Malajkatowi.
Marzenia są wspaniałe, a jak wygląda ich realizacja, bo przecież aktora nie interesują wszystkie konteksty ważne dla reżysera?
Otóż mnie interesowały. Siłą rzeczy przez trzydzieści lat pracy w zawodzie, obserwując reżyserów i kolegów, zdarzało się, że miałem coś do powiedzenia, a nawet zawsze ktoś sobie tego życzył, bo uwagi miałem trafne. Sugerowano więc, żebym zaczął uczyć, a może nawet reżyserować, ale nie miałem wystarczającego imperatywu. Za to oglądałem przedstawienia z projekcjami, mikroportami, efektami wizualnymi na niekorzyść psychologii rozmowy i szacunku dla dramatopisarza. Ale tak jak wspomniałem: nawet gdy oglądałem spektakle w moim guście – czegoś mi brakowało. Aż w końcu postanowiłem określić mój gust i stawiając się na drugim miejscu po dramatopisarzu – pokazać, co mnie interesuje w teatrze. Przystąpiłem do pracy bez tremy, bez lęku, ale do dziś nie wiem jak sprecyzować, o czym ma być spektakl. I nie chcę mieć łatwej tezy: spektakl ma być o tym, co napisał autor i jak ja to rozumiem. To tak jak z audiobookami – nie akceptuję żadnej interpretacji, bo ogranicza moją wyobraźnię. Sam muszę książkę przeczytać.
Pracował pan z wieloma znakomitymi reżyserami – Glińską, Augustynowicz, Cieplakiem, Ziołą. Komu pan zawdzięcza najwięcej?