W kilku zeszłorocznych spektaklach klasyczne teatralne postaci zyskiwały cechy Lecha Kaczyńskiego. Czy Święty Trup z powieści Pilcha wydanej w 2008 r. – w pana spektaklu również w ten sposób się przeistoczy?
Jacek Głomb:
Nie myślałem o tym, choć jak się dziś czyta książkę, pewnie nie da się pominąć kontekstu katastrofy smoleńskiej i ostatnich wyborów, prezydenckich i parlamentarnych. Ale chciałem wystawić "Marsz Polonia" tuż po książkowej premierze. Inscenizację zaproponowałem Izabelli Cywińskiej, gdy była dyrektorką Ateneum, bo to, co chcę robić w teatrze, zawsze wynika z zainteresowania Polską. A Pilch napisał uniwersalną opowieść o nas i naszym kraju. Opisał polskie mity, stereotypy, kompleksy, fobie. Według mnie jest naszym najwybitniejszym pisarzem. Stworzył niesamowity język i świetne dialogi, które kochają aktorzy. Przeniesienie na scenę jego prozy bywa jednak piekielnie trudne. "Marsz Polonia" jest opowieścią fantasmagoryczną i by ją pokazać, nie wystarczy zwyczajny porządek teatralny. Zależy mi, żeby spektakl nie był doraźny. Rzecz jasna, wystąpi w nim generał Wojciech Jaruzelski, bo jest jedną z postaci książki. Będzie też Beniamin Bezetzny, aczkolwiek nie próbuję przekonać Grzegorza Wojdona, by kopiował Jerzego Urbana. Zresztą do Urbana trudno być podobnym.
Pilch napisał, że przeżyliśmy wszystkie rzezie, które zgotowali nam sąsiedzi, tylko po to, żeby teraz powyrzynać się sami.
A jest inaczej? Żyjemy w kraju monologu. Wszystkie strony wszystkich możliwych konfliktów nie chcą słuchać, co inni mają do powiedzenia, a co dopiero zrozumieć. Musi to przyznać każdy, bez względu na sympatie polityczne, jakie prywatnie mamy. Jeśli spojrzeć na powyborczą mapę – widać podzieloną Polskę. Dlatego, pół żartem, pół serio, sugerowałem zaprzyjaźnionym politykom, żeby może zrobić dwie Polski. Byłoby prościej rządzić i żyć. Byłaby stolica w Rzeszowie lub Lublinie i druga w Warszawie. Bo przecież są problemy, z których nie widać wyjścia. Naród się skłócił, rodziny się skłóciły i znajomi. Czasami nie można zrobić imprezy rodzinnej, a nawet zjeść zupy pomidorowej, żeby nie usłyszeć o spisku smoleńskim.