Klamka zapadła. W czwartek wczesnym popołudniem rządy krajów członkowskich w tzw. procedurze pisemnej zaakceptowały pierwsze w historii uszczuplenie Unii.
Czytaj więcej:
Moment jest na razie przede wszystkim symboliczny. Przedstawiciele Wielkiej Brytanii nie będą już co prawda uczestniczyli w pracach unijnych instytucji, ale w trwającym do końca roku okresie przejściowym życie codzienne zarówno na Wyspach, jak i na kontynencie niewiele się zmieni.
Dla Unii jednak strata jest potężna. Żaden kraj członkowski nie miał przecież takich wpływów cywilizacyjnych na świecie. Tylko Francja może się z Brytyjczykami równać siłą armii. Nikt w gronie „28" nie zachował tak bliskich więzi z Ameryką. Nikt też nie potrafił tak postawić się autorytarnym potęgom, przede wszystkim Rosji. Bez Brytyjczyków nie ma właściwie szans na dalsze poszerzenie Unii. I nie wiadomo, kto teraz podejmie się obrony wolnej konkurencji we Wspólnocie, od której przecież zależy dalszy awans cywilizacyjny naszego kraju.
Będzie tylko gorzej
Polska z Brytyjczykami utrzymywała więzi szczególne. Dlatego brexit odczujemy mocniej niż inni. Do końca roku polskie firmy zachowają jednak dotychczasowe warunki eksportu na rynek brytyjski towarów i świadczenia usług. Polacy będą też mogli jeszcze przez 11 miesięcy osiedlać się na Wyspach z gwarancją podejmowania w przyszłości bez ograniczeń pracy czy korzystania z opieki zdrowotnej. A polscy studenci, którzy w nadchodzącym roku akademickim podejmą naukę na brytyjskich uczelniach, do uzyskania dyplomu będą mogli się uczyć na obecnych warunkach. Londyn zgodził się także na wpłacenie uzgodnionej składki do budżetu Unii na lata 2014–2020, którego nasz kraj jest największym beneficjentem.
Ale co się stanie z początkiem przyszłego roku?