Anders Breivik wykorzystał dany mu wczoraj czas na przedstawienie swego widzenia świata. – Dokonałem najbardziej wyrafinowanych i spektakularnych aktów politycznych w Europie po II wojnie światowej – to zdanie z wystąpienia zbrodniarza obiegło natychmiast cały świat. Sprawca ubiegłorocznego zamachu w Oslo i masakry na wyspie Utoya udowadniał przez pół godziny, że jest bojownikiem w słusznej politycznej sprawie i powinien zostać zwolniony, gdyż działał powodowany „dobrem, a nie złem".
Sądząc po tych słowach, Breivik jest daleki od kwalifikowania swych czynów jako masowe morderstwo i wydaje się nie mieć żadnych wątpliwości, że nie jest terrorystą. Uważa się za dobroczyńcę, który pragnął uwolnić Norwegię, Europę i świat od zgubnych dla naszej cywilizacji, jego zdaniem, skutków polityki wielokulturowości. – Działałem w obronie mego kraju – udowadniał wczoraj.
Zarówno on, jak i jego obrońcy kładą nacisk na polityczne motywy zbrodni, co wywołuje wiele kontrowersji. Europejskie media starają się unikać określania Breivika mianem terrorysty. Dla francuskiej prasy jest on najczęściej „autorem masakry" na wyspie Utoya. Niemieckie oraz anglosaskie media operują terminem: „masowy morderca", co zakłada szereg morderstw dokonanych w jednym czasie, ale bez pobudek politycznych. Masowymi mordercami nazywani są szaleńcy czy frustraci strzelający do niewinnych ludzi w szkołach, instytucjach publicznych czy na ulicach miast. Ci ludzie nie działają z pobudek politycznych, nie chcą zbawić świata jak Breivik i nierzadko ostatni pocisk rezerwują dla siebie.
– Czyn Breivika jest terroryzmem w czystej postaci – tłumaczy „Rz" Michel Wieviorka, francuski socjolog. Jego zdaniem zbrodni Breivika nie sposób oddzielić od polityki, na który to związek kładą nacisk wszystkie definicje zjawiska terroryzmu. Zdaniem Wieviorki Breivik jest terrorystą, mimo że działał całkowicie samodzielnie i na razie nie ma żadnych przesłanek, by sądzić, że miał pomocników czy nawet zwolenników.
– Breivik ma swój polityczny projekt, w imię którego zabijał, jest więc zwyczajnym terrorystą – mówi „Rz" prof. Jennifer Leigh Bailey z Uniwersytetu w Trondheim w Norwegii. Mianem terrorysty określany jest konsekwentnie jedynie w Wikipedii.
Innego zdania jest Stefan Lamby, niemiecki ekspert od terroryzmu. Dla niego czyn Breivika nie ma nic wspólnego z klasycznym terroryzmem i jest dziełem chorego psychicznie człowieka, który uznany został wprawdzie za poczytalnego, co jednak nie oznacza, że jest to człowiek o zdrowej osobowości.
Różnica zdań w ocenie aktu Breivika nie ma charakteru wyłącznie akademickiego. Jest ciekawa z punktu widzenia oceny zjawiska terroryzmu we współczesnym świecie. Nie brak opinii, że uznanie Breivika za terrorystę jest w gruncie rzeczy równoznaczne z dowartościowaniem jego samego i jego zbrodni. Można sobie więc wyobrazić, że przejdzie do historii jako postać, której polityczne motywacje mogą zostać ocenione jako mniej godne najwyższego potępienia niż motywacje masowego mordercy. Innymi słowy nazywanie Breivika terrorystą stawia go na równi np. z terrorystami baskijskimi, którzy za pomocą metod terrorystycznych walczą o niepodległość.