135 lat temu, 17 listopada 1887 roku, urodził się marszałek Bernard Law Montgomery, brytyjski dowódca wojskowy (zm. w 1976 roku). Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej", z dodatku "Batalie i wodzowie"
Brytyjski generał Bernard Law Montgomery odniósł na lądzie pierwsze zwycięstwo nad Niemcami o znaczeniu strategicznym. Pod Alamajn losy wojsk niemieckich i włoskich w Afryce Północnej zostały przesądzone. Parę miesięcy później 6. Armia Wehrmachtu skapitulowała pod Stalingradem i od tej pory państwa osi już tylko się cofały. Montgomery urósł do rangi jednego z ojców zwycięstwa i takim pozostał w historii.
Może i słusznie. Rzeczywiście przechytrzył hitlerowskiego Lisa Pustyni, uderzając – wbrew sztuce wojennej i logice – w najmocniejszym, a nie najsłabszym, punkcie wroga. Ale jego niecodzienna, żeby nie powiedzieć dyletancka, strategia zawodziła później niejednokrotnie. Przegrywał i powodował ciężkie straty własne. Przez długie tygodnie nie potrafił podczas inwazji Normandii wyprowadzić Brytyjczyków spod Caen, tylko wysyłał oddziały za oddziałami pod lufy bergmanów i dział 88 mm. Błyskotliwy z pozoru plan operacji „Market Garden” zakończył się krwawą łaźnią brytyjskich i polskich spadochroniarzy.
W tych jego poczynaniach uderza właśnie lekceważenie podstawowych zasad prowadzenia działań ofensywnych: brak rozpoznania i właściwej oceny sił przeciwnika oraz mierzenie sił własnych na zamiary (a „nie zamiar podług sił”). Franciszek Skibiński przytacza w „Pierwszej Pancernej” humorystyczne, a zarazem budzące grozę rozkazy ubranego w różowy sweterek brytyjskiego generała (rychło marszałka), który pod Falaise i w kolejnych bitwach zostawiał dywizję Stanisława Maczka bez osłoniętych skrzydeł.
Takie decyzje w połączeniu z niezmiernie nonszalanckim i aroganckim zachowaniem, z przekonaniem o własnej wyższości, nie zaskarbiały ani szacunku, ani sympatii u polskich podwładnych.A już najbardziej zraził Polaków po klęsce pod Arnhem. To Montgomery był winien wyznaczenia miejsca desantu „o jeden most za daleko”, wysłania najpierw brytyjskiej dywizji, a potem polskiej brygady w teren wprost najeżony hitlerowskimi lufami, z rozpoznaniem i logistyką niewartymi funta kłaków. I co robi potem wielki bohater Monty?