W ciągu dwóch lat Portugalia osiągnęła cele przewidziane dopiero na rok 2016 – chwalił się niedawno premier Portugalii Pedro Passos Coelho, zapowiadając dalsze drastyczne oszczędności. Mimo strajków, manifestacji, a nawet próby samospalenia jednego ze zdesperowanych obywateli, parlament zatwierdził właśnie dotkliwy program oszczędności, którego nie udało się wprowadzić do tej pory w żadnym z państw strefy euro zagrożonych bankructwem.
– Rząd się spieszy, gdyż chce uniknąć losu Grecji i uzyskać jak najszybciej samodzielny dostęp do rynków finansowych – tłumaczy „Rz" prof. Miguel St. Aubyn ze znanego instytutu gospodarczego ISEG w Lizbonie.
Pozbyć się trojki
Wyzwolenie się spod kurateli wierzycieli Portugalii ma ułatwić rządowi wprowadzenie koniecznych reform strukturalnych, a więc gruntowną modernizację gospodarki. Taka jest przynajmniej motywacja.
Tak więc podniesione zostaną podatki, i to do tego stopnia, że kosztować mogą przeciętnego pracownika aż trzy miesięczne pensje.
Dla zarabiających ponad 80 tys. euro stopa podatkowa wyniesie 48 procent. Dotychczasowy próg wynosił 153 tyś. euro. Rząd chce uzyskać w ten sposób prawie 2,8 mld euro po stronie dochodów w przyszłorocznym budżecie. Wzrośnie akcyza na wyroby tytoniowe. Także podatek od lokat bankowych. Zmniejszeniu ulegną emerytury i płace urzędników oraz wydatki na badania i służbę zdrowia. Droższa będzie benzyna i wyższe podatki od środków transportu.