W Brukseli odbyło się w sobotę po południu dramatyczne posiedzenie Eurogrupy, która decyduje o przyszłości Grecji w strefie euro. Po pierwszej części, trwającej trzy godziny, szef tego gremium Jeroen Dijsselbloem ogłosił najbardziej negatywny scenariusz z możliwych: negocjacje zakończyły się fiaskiem, a obecny program pomocowy obowiązuje tylko do 30 czerwca. To oznacza, że od 1 lipca Grecji grozi bankructwo i wyjście ze strefy euro.
— Przedstawiliśmy Grecji dobrą ofertę: hojną i elastyczną, jeśli chodzi o warunki. Niestety została ona odrzucona przez rząd — ogłosił Dijsselbloem. Grecy rzeczywiście po pięciu miesiącach negocjacji nie przyjęli proponowanego kompromisu. Zapowiedzieli natomiast referendum 5 lipca, w którym to społeczeństwo miałoby zdecydować, czy chce wprowadzenia programu proponowanego przez wierzycieli, czyli strefę euro i MFW. Rząd rekomenduje głosowania na “nie”. Decyzję w tej sprawie podejmie teraz parlament. Minister finansów Grecji prosił swoich kolegów ze strefy euro o przedłużenie programu pomocowego o dwa tygodnie, tak żeby poznać wolę ludzi. Ale po miesiącach bezowocnych negocjacji, greckich szantaży i niedotrzymywania obietnic, ministrowie finansów pozostałych 18 krajów byli nieugięci.
Janis Warufakis był zaskoczony. — Przecież jest wysokie prawdopodobieństwo, że społeczeństwo wypowiedziałoby się za programem. Nie rozumiem dlaczego nie mogli nam dać jeszcze trochę czasu — mówił Grek. Tłumaczył, że sam rząd nie mógł podjąć ostatecznej decyzji w sprawie pakietu oferowanego przez wierzycieli, bo nie ma wystarczającego mandatu. Na partie koalicji głosowało w sumie nieco ponad 40 proc. społeczeństwa. — W takiej sprawie werdykt musi podjąć przynajmniej 50 proc. społeczeństwa — tłumaczył minister.
Wierzyciele nie rozumieją jednak tej gry. — Załóżmy że wynik referendum byłby pozytywny. Rząd musiałby wtedy przyjąć naszą ofertę. Ale jak mamy mu ufać, skoro on sam nie wierzy w program? — mówił Dijsselbloem. Według niego do tej pory programy pomocowe realizowane ze wszystkimi krajami (Irlandią, Grecją, Portugalią) miały pełne poparcie rządzących, którzy w dobrej wierze wprowadzali je w życie.
Ministrowie finansów wrócili jeszcze na salę obrad, ale już bez greckiego kolegi. W gronie 18 państw mówili o planie B, czyli utrzymaniu stabilności strefy euro na wypadek bankructwa jednego z jej członków. — Jesteśmy dziś znacznie mocniejsi niż jeszcze kilka lat temu i mamy znacznie więcej instrumentów, żeby poradzić sobie z taką sytuacją — oświadczył potem Dijsselbloem pytany o ryzyko “zarażenia”, czyli rozlania się niestabilności w Grecji na inne słabsze kraje strefy euro. Istnieje fundusz ratunkowy ESM, a przede wszystkim Europejski Bank Centralny może na bieżąco zasilać banki setkami miliardów euro. Ma w tej dziedzinie nieograniczone możliwości i przyzwolenie rządów. W niedzielę dojdzie do pilnego spotkania zarządu EBC w tej sprawie.