Talibowie, brodaci fundamentaliści islamscy w czarnych turbanach, szybko opanowują Afganistan. Gorliwie zabrali się do tego trzy miesiące temu, gdy prezydent Joe Biden zapowiedział całkowite wycofanie wojsk amerykańskich do 11 września.
Po 20 latach misji, w której brali też udział żołnierze kilkudziesięciu sojuszniczych krajów, w tym Polski. Interwencja zaczęła się po atakach Al-Kaidy na USA w 2001 roku, bo talibowie gościli jej przywódcę Osamę bin Ladena.
Teraz talibowie są bliscy zdobycia trzech ważnych miast, na zachodzie i południu. Zapuszczają się do Kabulu. Stoją za wtorkowym atakiem na dom ministra obrony, położony w najbardziej strzeżonej części stolicy. Budzą przerażenie szczególnie tych Afgańczyków, którzy są w oczach fundamentalistów zdrajcami: współpracowali z obcymi, mają inną wizję życia. Pochodzą z innej społeczności. Talibowie to zazwyczaj Pasztuni, przedstawiciele największej grupy etnicznej.
Gdy ponad dwie dekady temu panowali nad krajem, który nazwali Islamskim Emiratem Afganistanu, walczyli z goleniem bród, muzyką, niszczyli dzieła sztuki związane z innymi niż islamska kulturami. Kobiety zamknęli w domach.
Nic się nie zmienili, uważa czołowa afgańska feministka. „Nie wystarcza mi łez, by opłakać ich ofiary" – napisała.