Dmitrij Miedwiediew jest pierwszym rosyjskim przywódcą od zakończenia II wojny światowej, który złożył wizytę na Wyspach Kurylskich. – Jak się żyje? – pytał mieszkańców wyspy Kunaszyr, których odwiedził w drodze powrotnej z Wietnamu do Moskwy.
– Zimno tu i drogo – narzekali. – Życie będzie lepsze. Takie samo jak w centralnej Rosji. Chcę, by ludzie w tym miejscu pozostali. Będziemy tu inwestować – obiecywał prezydent. Miedwiediew odwiedził mieszkańców Kunaszyru w ich domach. Niektórzy częstowali go herbatą. Wstąpił też do miejscowego sklepu otwartego 24 godziny na dobę. Kupił 20 wędzonych ryb, za które zapłacił 475 rubli (około 45 złotych). „Do Moskwy odleciał w samą porę, gdy zaczynał się tajfun” – napisał rosyjski portal [link=http://newsru.com]newsru.com[/link].
[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/118801,1,557513.html]Galeria zdjęć - gospodarska wizyta na Kurylach[/link][/b][/wyimek]
Miedwiediew nie uniknął jednak burzy. Na wieść o jego wizycie ostro zareagowały japońskie władze. – To pożałowania godne wydarzenie. Wyspy Kurylskie są naszym terytorium – oświadczył premier Naoto Kan. Szef japońskiej dyplomacji Seiji Maehara na znak protestu wezwał na dywanik ambasadora Rosji w Tokio Michaiła Biełego. Ten tłumaczył, że wizyta Miedwiediewa to „wewnętrzna sprawa Rosji”. Szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow zagroził zaś, że również wezwie na rozmowę ambasadora Japonii w Moskwie. Reakcję Tokio uznał za „niedopuszczalną”.
– Japonia lubi podnosić szum wokół Kurylów. Robi to na potrzeby wewnętrzne, ale nie pali się do podjęcia decyzji, które rozwiązałyby ten problem – mówiła „Rz” Elgena Mołodiakowa, zastępczyni szefa moskiewskiego Instytutu Wiedzy o Dalekim Wschodzie. Przypomniała o deklaracji z 1956 roku o nawiązaniu sowiecko-japońskich stosunków dyplomatycznych i o tym, że ZSRR wyraził wówczas gotowość zwrócenia Japonii dwóch wysp – Szikotan i Chabomai. Tokio jednak z tej oferty nie skorzystało.