Presidential Medal of Freedom to najwyższe odznaczenie w USA. Angela Merkel otrzyma je z rąk prezydenta Obamy już jutro. Po Helmucie Kohlu będzie drugim niemieckim politykiem, który dostąpił takiego zaszczytu. Ale Kohl dostał order, gdy nie był już kanclerzem, w dowód uznania i wdzięczności za wierność Ameryce. RFN była za jego czasów najważniejszym po Wielkiej Brytanii sojusznikiem USA w Europie. Kanclerz Merkel prowadzi jednak politykę dystansu wobec Ameryki i nie jest żadną tajemnicą, że nie ma dobrych bezpośrednich kontaktów z Barackiem Obamą. Ten zresztą konsekwentnie unika Berlina jako celu swej oficjalnej wizyty.
Pani Merkel medal jednak otrzyma. Dlaczego? Nie brak w Berlinie głosów, że dla USA jest to ważna inwestycja w przyszłość. – Waszyngton postrzega Niemcy jako najważniejszy czynnik stabilizacji w Europie w sytuacji zagrożeń wywołanych kłopotami Grecji i innych państw – tłumaczy „Rz" Jan Techau, dyrektor europejskiej filii Carnegie Endowment for International Peace. Bliscy doradcy pani kanclerz sugerują, że szacunek, z jakim spotyka się ona w Waszyngtonie, ma swe źródła właśnie w przekonaniu amerykańskich polityków, iż Niemcy są świadomi swej odpowiedzialności za gospodarczą przyszłość UE. Na tym właściwie kończy się zgodność poglądów Berlina i Waszyngtonu w bieżących sprawach.
Wprawdzie Angela Merkel dawała jeszcze w czasach prezydenta George'a W. Busha wyraz swej bezgranicznej solidarności z USA, nie tylko w walce z terroryzmem. Ale wtedy kanclerzem był Gerhard Schröder, który zerwał ze wszystkimi kanonami dotychczasowej niemieckiej polityki wobec USA i nie szczędził starań w budowaniu osi Paryż – Berlin – Moskwa, skierowanej przeciwko amerykańskiej inwazji na Irak. W pewnym sensie Berlin zachował się podobnie nie tak dawno temu, wstrzymując się, wraz z Chinami i Rosją, od głosu w Radzie Bezpieczeństwa ONZ w sprawie Libii. – Świat nie czekał na powtórkę Srebrenicy w miejscowości o nazwie Bengazi – powiedziała niedługo później w Berlinie Hillary Clinton, co zostało uznane za frontalną krytykę stanowiska Niemiec. Jeszcze dobitniej wyrażał się amerykański sekretarz obrony, podejmując w Waszyngtonie niemieckiego ministra obrony. Przy tym zasadnicze różnice zdań pomiędzy Waszyngtonem a Berlinem nie ograniczają się do problemu Libii.
Amerykanie nie rozumieją nagłego zwrotu Merkel wobec planów rezygnacji z energii atomowej. Mają także sporo zastrzeżeń co do polityki gospodarczej Niemiec. Od dawna dążą do wprowadzenia regulacji ograniczających wysokość nadwyżek eksportowych w handlu międzynarodowym. Chodzi oczywiście o ogromnie ujemny bilans wymiany handlowej z Chinami. Niemcy są jednak drugą potęgą eksportową na świecie i wszelkimi kanałami dyplomatycznymi starają się zablokować amerykańskie działania. Na razie z sukcesem.
Berlin reprezentuje też inną filozofię dotyczącą strategii wychodzenia z kryzysu gospodarczego, stawiając na cięcia budżetowe i oszczędności, co USA przychodzi z trudem. Będzie to jeden z tematów rozmów Merkel – Obama w Białym Domu. Pani kanclerz nie tylko otrzyma tam medal, ale i przyjęta zostanie z wszelkimi możliwymi honorami. W czasie prezydentury Baracka Obamy doświadczyli ich do tej pory jedynie przywódcy Chin, Indii i Meksyku. Należy do nich uroczyste przyjęcie, salwy armatnie i laudatio wygłoszone przez prezydenta USA.