Artykuł z archiwum "Rzeczpospolitej"
Anton Denikin uchodził przez dekady w Rosji za symbol zdrady i kontrrewolucji. W październiku 2005 roku szczątki generała zostały uroczyście pochowane w Moskwie.
W uroczystości powtórnego pochówku prochów generała Antona Denikina i Iwana Ilina, filozofa wygnanego przez bolszewików z kraju w 1922 roku, wzięło udział prawie trzy tysiące Rosjan. W obawie przed zamachem zaostrzono środki bezpieczeństwa - monastyr doński i pobliski cmentarz były otoczone przez oddziały OMON i milicji. Większość zebranych nie mogła przedostać się na miejsce pochówku, musiała przekazywać kwiaty przez pilnujących porządku funkcjonariuszy. I tak nie obeszło się bez skandalu. Uroczystości zakłócił telefon od anonimowego rozmówcy, który poinformował o podłożonej na cmentarzu bombie.
W mszy żałobnej wzięli udział wysocy rangą urzędnicy - minister kultury Aleksander Sokołow i wiceprzewodnicząca Dumy Lubow Sliska. Celebrujący mszę patriarcha Moskwy i Wszechrusi Aleksy II mówił, że uroczystości są świadectwem "kończącego się procesu odrodzenia jedności narodu, podzielonego tragiczną historią ubiegłego stulecia. Jednoczą się Cerkwie, jednoczy się rosyjski naród, a kiedy jesteśmy razem, stajemy się niezwyciężeni".
Znany reżyser Nikita Michałkow, który był jednocześnie prezesem Fundacji Rosyjskiej Kultury, dodał, że pogrzeb stanie się "początkiem końca wojny domowej". Jednak uroczystości ku czci białego generała świadczyły nie tyle o jedności, ile o poszukiwaniu przez Rosjan historycznej tożsamości.