Zyski państwa goszczącego Polaków, Rumunów, Słowaków czy Litwinów są nawet trzy razy większe niż wydatki. Tak było w roku 2009, gdy imigranci ze wschodnich państw członkowskich UE odprowadzili podatki dochodowe w wysokości 1,7 mld koron duńskich (ok. 1 mld zł), a wyciągnęli z kasy publicznej (w postaci zasiłków, stypendiów, emerytur itd) - 0,6 mld koron. W 2011 roku było to odpowiednio 2,2 mld koron i 0,9 mld koron. Dane cytuje anglojęzyczny "The Copenhagen Post".
- Może część osób przybywa tu tylko ze względu na korzyści socjalne, ale w sumie na zatrudnianiu pracowników z Europy Wschodniej - komentuje Bo Sandemann Rasmussen, profesor ekonomii z uniwerstytetu w Aaarhus.
Inny naukowiec, profesor Dorte Sindbjerg Martinsen, europeistka z uniwersytetu w Kopenhadze, podkreśla, że dane pochodzą z czasów kryzysu finansowego, kiedy można by się spodziewać największego ociążenia ze strony imigrantów zarobkowych. A było odwrotnie - dołożyli się do budżetu.
Debata o kosztownych imigrantach toczy się w związku z otwarciem od 1 stycznia rynku pracy dla Bułgarów i Rumunów. Przy okazji politycy zachodnioeuropejscy prześcigają się w populistycznych, antyimigranckich wypowiedziach. Premier David Cameron nazwał wielką pomyłką całkowite otwarcie w 2004 roku brytyjskiego rynku pracy dla Polaków i obywateli innych krajów, które wtedy wstąpiły do Unii Europejskiej.